Rano Tomek Kwiatkowski , wiezie mnie do kawiarni Nowy Świat. Mam mówić do kamery o swojej ulubionej piosence. To „Tomaszów”,czyli wiersz Tuwima „Przy okrągłym stole” śpiewany przez Ewę Demarczyk Połowa lat 60. Moja młodość. Ta piosenka pachnie mi młodością, nasyca tamten szary czas barwami. „A może byśmy tak najdroższa, wpadli na dzień do Tomaszowa.? Może tam jeszcze zmierzchem złotym, ta sama cisza trwa wrześniowa….”
Tomek, fotograf, zawsze uśmiechnięty, szczęśliwy, człowiek, który dostał od losu to co najważniejsze – dobre, pogodne usposobienie. Dobrze mu ze sobą, więc też z innymi. Ładnie żyje, bez jakiejkolwiek presji, obowiązków. Świadomie sobie odpuścił… mógł i umiał sobie tak urządzić życie.
Dziennik Samuel Pepysa pomaga mi uciec od własnego życia w cudze życie. Kończę felieton o nim dla Zwierciadła. Dzisiaj wysłałem do Przeglądu. Nie jestem z niego za bardzo zadowolony.
Ciekawe, czuję się jak na siebie dobrze, a trudno mi pisać, jakby ten stan pogody ducha nie sprzyjał pisaniu, może brakuje ciemnych chmur na niebie. Najtrudniej jest z wierszami. A decydują się losy mojego tomiku i wyboru wierszy. Nie mam odpowiedzi z A 5. To zacinanie się korespondencji z wydawnictwami ujawnia pewnie o wiele szerszy problem.
Udręka uczenia Frania jazdy na rowerze, podobnie było z Antosiem. Kiedy biegnąc za nim go puszczam mam wrażenie, że puszczam małego ptaszka, który uczy się latać i mu to nie wychodzi. Lęk, ze zrobi sobie krzywdę. Ala jak uczyć życia bez ryzyka.