o 11 śniadanie w Cafe Peron, obok stacji Międzylesie. Jako nagroda za pierwsze miejsca w konkursie na krótkie opowiadanie „kolejowe” ,śniadanie z krytykiem Markiem Ławrynowiczem i ze mną. Agnieszka z okolic Krakowa wstała o piątej rano, by tu dojechać. Na facebooku zasypywała mnie listami, też cytatami z mojej twórczości, czasami ciekawym, więc trochę się jej bałem, jej słowotoku, a okazała się miłą kulturalną blondynką, na spotkaniu raczej nieśmiałą i milczącą. Jak to czasami pozory mylą.
Marek przed spotkaniem oficjalnym, krotki wywiad ze mną o „Kolonii Karnej „, dla jakiegoś radia. Jak się czułem? Dosyć beznadziejnie, ale ktoś jakby za mnie formułował słowa. Można było jeść pyszne naleśniki, które tak uwielbiam, ale nie tknąłem. To też znak.
Potem pobliska biblioteka i bankomat, a w domu poczucie jakbym odbył wielką podróż. Kładę i uciekam w sen.
Wieczorem wpada M. Znamy się też z facebooka, ale spotkaliśmy się już kiedyś. Jest z dobrej polskiej inteligenckiej rodziny, to się od razu czuje. Wspólny język, podobne odruchy i poglądy. Nie rozumie tylko depresji, bo nigdy jej na szczęście nie miała. Co zresztą znaczy zrozumieć depresję? Chyba być w niej, bo jak się z niej wychodzi też wydaje się niepojęta. Rozmawiamy o samobójstwie Tadeusza Borowskiego.
Dzisiaj czułem się sprasowany, jakby moja dusza została uprasowana i stała się jednowymiarowa. Płaski dzień. Dopiero pod wieczór coś mi się zaokrągliło.