moja wojna taka mała, więc nędznie brzmią komunikaty z frontu, że
jest źle, coraz gorzej. Wczoraj w nocy przykra rozmowa, to wystarczy.
Jestem udręką też dla bliskich.
Pożyczam od sąsiadów prostownik i podłączam go do zgasłego akumulatora mojego staruszka. Mam na to jeszcze energię, to i tak nieźle. A gdyby mój mózg tak potraktować prądem, ja rzeczywiście wierzę w elektrowstrząsy. I jestem w tej sprawie zwolennikiem radykalnych metod.
Piórka i nóżki na tarasie, to po co my karmimy cudze koty.
Zdaję się, że na coś czekam. Na co? Chyba na to by było lepiej. A przecież w to nie wierzę. Stąd skala cierpienia.
Być szczelnie opakowanym w nieszczęście.
Teraz dopiero widzę jak dobrze się czułem wczoraj. Jestem już blisko granicy za którą nie ma refleksji, tylko puste pola oszronione mgłą. Słyszę jak na dole dzieci awanturują się lub się cieszą, zaciera się różnica.
Piszę i oglądam potem uważnie co napisałem, jak zwierze obwąchuje swoje wydzieliny.
Tak, nie jest to smaczne, ale próbuję dać świadectwo. Fakty w telewizji, dzieci szaleją, nic nie mam apetytu, to normalne w takim stanie.
Depresja blokuje miłość do najbliższych, tak samo jak ból, tego też nie mogę jej wybaczyć, tego szczególnie. Dzieci przyszły do mnie na chwilę i stoją w blasku swojej urody.
Słyszę jak Ewa robi awanturę chłopcom, że obsikują sedes. Odwieczny dramat z facetami. Każe im na siedząco, mogę się założyć, że to nie przejdzie.
Już północ, a nadal kiepsko, zwykle w nocy jest lepiej, więc jutro może być strasznie. Strach się kłaść. Czy dam rade poczytać „Wyznania” Rousseau, drugi tom mniej ciekawy niż pierwszy, bo tu już pogrąża się w swój obłęd. I jeszcze trzeci tom „Dzienników ” Tomasza Manna.