Dzień bez wyrazu

Jak zwykle śniło mi się, że gdzieś nie mogę zdążyć, czegoś nie mogę zrobić. Mam wygłaszać referat, masa ważnych ludzi, wszyscy w garniturach, a ja przez pomyłkę jestem w stroju jak na plażę, krótkie spodenki, koszulka bez ramion, ktoś mi doniósł jakieś stare spodnie, jak włożyłem, od razu oddarła się jedna nogawka. Zaczynam swój referat coś mówię i zupełna pustka w głowie, i tak co chwila, coraz większe wokół zażenowanie. Sen z którego budzę z ulgą, ale na jawie koszmar rzeczywistości.

w domu, tylko raz na chwilę otworzyłem wejściowe drzwi by sprawdzić czy powietrze nie gryzie. Do połowy dnia cieniutko przemykałem się przez rzeczywistość, ratując się wyobraźnią. Już 17, a jeszcze nie ogoliłem się, to też znak braku energii. Tylko słowa składam, z trudem, ale składam.

wiersz zaduszny, który umieściłem na facebooku:

Ojciec nareszcie spokojny

Mojego ojca
Widziałem zawsze
Tylko
We fragmentach

Krzaczaste brwi
Chrzęściły
W jego palcach

Kiedy ziewał
Balem się że połknie świat
Kichał
Jakby chciał go wysadzić
W powietrze

Wargi miał wąskie
Jak granice
Ze strażnicą fajki

Powtarzał często
-To wszystko nie ma sensu –
A westchnienia toczyły te słowa
Jak fale kamyki

Kiedy grał
Na maszynie do pisania
Iskry szły mu z dłoni

W całości zobaczyłem ojca
Dopiero w kostnicy

W garniturze
Z krawatem w gwiazdy
I z bryłą lodu pod pachą
Szedł przed siebie
Nareszcie zupełnie spokojny

PODYSKUTUJ: