do południa bylem w pozycji leżącej jak myślące zwłoki, cała sztuka to wędrować szlakami pamięci i wyobraźni. Jest ścieżka sportowa, krajoznawcza, erotyczna….przechodzi się od sceny do sceny jak z pokoju do pokoju w amfiladzie wspomnień. Czasami po kilka razy korzystam z tej samej ścieżki.
Franio przeziębiony, sam na Powązki, jadę zmartwychwstałym Mostem Łazienkowskim. Panorama Warszawy, zimne wieżowce na zimnym tle. Jak na swój stan dobrze prowadzę, pozory odzyskiwania złudzenia panowania nad światem. Słucham „Norwegian Woood” Murakamiego.
Wzmacniam się pańską skórką przed cmentarzem, z tym smakiem kojarzy mi się kościół mojego dzieciństwa.Trochę liści na grobie, od maja tego roku to grób nie tylko ojca, ale też mamy.Chwila zadumy, ale nie mogę się skupić, wrócę dzisiaj do ich wierszy, to najbardziej zbliża.
Na stacji benzynowej myję samochód,a potem szukam dyni, bo Franio, (Antoś u cioci) bardzo chce. Nigdzie już nie ma, ale w jakiejś kwiaciarni kupuję wielką dynię, która była tam dekoracją. W puencie Lidl. Zachowuję się więc jak normalny człowiek, na dodatek dosyć zaradny. Nikt nie wie, że za wszystko płacę potrójnie