Do ZUSu w sprawie emerytury. Jakaś wielka groza w Wielkim Urzędzie. To irracjonalne i większe ode mnie. Dowiaduję się co wiedziałem – przede mną próba uzyskania świadectwa moich dochodów sprzed kilkunastu lat. Jestem w tym Suzie z Ewą, jak dziecko z mamą. Jedziemy potem do Iskier na Plac Zbawiciela. Wita nas, jak zawsze szarmancki i przyjacielski Wiesław Uchański, mój przyjaciel, najbardziej niezwykły wydawca wydawca w Polsce. Jego salon w widokiem na Plac Zbawiciela ma pewnie ze sto metrów, wypełniony książkami i dziełami sztuki. Pyszna kawa, rozmawiamy o mojej Iwickiej i o tamtych czasach. Podpisuję umowę na książkę. Wiesiek ma pomysł by uświęcić ten akt i zaraz pojechać na Iwicką. Jest też ciekaw tego domu, nigdy go nie widział. Jedziemy. Oddycham z ulgą, fasada domu nadal nie odnowiona, więc twarz domu nie zmieniona. Dzwonię do mojego znajomego, reżysera Andrzeja Titkowa, który tam mieszka, otwiera nam drzwi Małgosia. Te drewniane drzwi niestety zostały pomalowane, ładnie. Więc jednak fasada domu zmieniona, drzwi są ważne w domu, jak usta u człowieka. Oglądamy podwórko. Jestem zdumiony jak grube są drzewa, jak pomarszczone, a w ogóle nie było gdy bylem dzieckiem. Jestem spłoszony, może nawet przerażony. Trzepak o połowę zmniejszony, jak ważny był trzepak w naszym dzieciństwie.
O 17 tenis. Znowu w balonie, gdzie upał i duchota, chociaż ulewny deszcze bębni w powłokę. Szybko tracę kondycję i dużo psuję. Koszulka znowu cała mokra ale teraz dużo piję, by się nie odwodnić.
Jesteśmy bez dzieci, wzięła je ciocia, Jaki spokój. I jaki pokój, żadnych stresów, nerwów, pretensji , idylla.
Konik polny nagle na mojej klawiaturze. Już skoczył.