Spotkanie z dziećmi w szkole na Bielanach…ładne są te stare Bielany i ładnie się starzeją. Ale też dobra jest najnowsza architektura mieszkaniowa. Taktownie wkomponowane, proste stacje metra.
Szkoła duża, publiczna, typowy budynek , to też zaczyna się dobrze starzeć , czego nigdy bym się nie spodziewał. Najpierw jedna klasa, potem dwie, ja z książką „Antos i jeszcze ktoś .” Pani dyrektor na chwilę, okazuje się, ze czyta moje felietony w Zwierciadle i robią na niej wrażenie. Dostałem więc na progu piątkę, wedle dawnych miar. Ja, zawsze taki kiepski uczeń, tak mało zdolny…Zawsze mnie uderza, jak otwarte i ciekawe świata są dzieci. I jak im to potem mija, gdy podrosną. W każdej klasie zawsze kilku uczniów z błyskiem geniuszu. Kiedy proszę o pytania, zasypują mnie nimi. Kiedy mam spotkania z dorosłymi i proszę o pytania, zawsze jest bieda.
Jadę przez Warszawę, Bielany Żoliborz, trasa nad Wisłą, po prawej zamek i Stare Miasto.Jak wypiękniało to miasto. Jaki żal, że do władzy w Polsce doszli brunatni paranoicy. Polska autodestrukcja. Słucham w samochodzie, ekstazie, „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta. Podziwiam przekład Boya.
A ja siedzę właśnie w wojennym Lwowie, gdzie zaraz Boy Żeleński zostanie rozstrzelany….Mój ojciec wspominał spotkania z nim we Lwowie, jego zagubienie i przerażenie, najpierw okupacją sowiecką.
Ciągle jestem zdumiony, że życie odzyskało dla mnie smak. I że już od lat, nie wiedziałem tego, że ten smak straciłem.Ten stan wcale nie sprzyja pisaniu…nie mogę się na nim skupić…Kiedy było źle uciekałem w pisanie. Podobnie radość obserwowania dziec, ale trudno mi się z nimi bawić. Wczoraj Franio i Antoś robili mi masaż, coraz lepiej im to wychodzi….