niedziela

niezła noc, spałem do 7. Od jakiegos czasu nie pamietam snow. Od czasu kiedy jawa nie boli.

Andrzej zrobił mały stadion z pustej jeszcze stołówki, w dresie, w słuchawkach na uszach biega wokół. Na chwile przystaje – ile chcesz za biografie o mnie?   – pyta

Ryk pociągu,  a potem zgrzyt kół…peron jest bardzo blisko. Pojadę dzisiaj w strone domu, mam przepustke. Bedę w „Sumie tygodnia”  w Superstacji o 15. 40.

Bardzo mila podróz do Warszawy,  podmiejska kolejka. Obok starego i obskurnego dworca Wa wa Zachodnia,  widac juz wielki szklany budynek, gdzie bedzie nowa stracja.  Wydaje mi się, ze wiele w Warszawie uroslo, jakby pod moją nieobecność.   Potem autobusem 525 do Miedzylesia. Czuje sie normalnie, jak to dobrze czuc sie normalnie.  Dom, troche niepokoju, bo jednak tu wiele sie dzialo rzczy dla mnie trudnych, czy nawet dramatycznych. Wiec sa tam zle demony. Warto by je jakos przeploszyc. Dzieci u cioci. Ewa chora, ale idzie jej ku lepszemu. Spokojnie, spokojnie, spokojnie.

Marek po mnie ze Superstacji. Kiedy dojezdzamy wychodzi z budynku Andrzej Johan, ledwie wychodzi, zmieniony, dwa tygodnie temu mial udar. A wiec moj brat w nieszczęściu.  Pamietam jak wiele lat temu, w roku 88 lecielismy obaj do Londynu, na konferencje o wolnosci slowa. Ja jako przedstawiciel drugiego obiegu i prasy podziemnej. On byl dziennikarzem reżimowym, ale rezim właśnie sie rozsypywal.  Byl tez Krzysztof Teodor Toeplitz, wyraźnie zazdrosny o moj sukces.. Moj referat o drugim obiegu pisany jak felieton, cieszyl sie duzym powodzeniem.

Kilka słów z Andrzejem G. jest dyrektorem szpitala. Jest pewien, że dyrektorów szpitali też będą zmieniać.

Moja pracownia pozrastana sterami papierow, ksiazek, nie wiadomo czego. Krzeslo na ktorym mialem dokonac swego zywota, a nie dokonalem.   Marzy mi sie by zrobic tu wielki porzadek i by odkadzic ten pokoj. Nie zrobie tego sam,  ktos musi mi pomoc. Dzwonie do Joli, naszej niezwyklej Joli, ktora zawsze kipiala enegia i usmiechm, .obiecala,  ze kiedys przyjdzie posprzatac.

Przy naszym domu spotykam sasiada,  Marcina, wie o moich problemach: „milo cie widzec”,  mowi, moze w tenisa zagramy w przyszlym tygodniu? A czemu nie – ja na to, ale bez duzego przekonania

„Suma tygodnia” o  zakazach aborcyjnych, Kuba uzywal słow strasznych, czego uzyje za pol rolu, po takich slowach mozliwe sa juz tylko czyny.

Marek odwozi mnie do Pruszkowa, jak zawsze serdeczny, uczynny i madry, Pokazuję mu moj oddzial. Dużą torbę ksiazek wzląlem w prezencie dla pielegniarek.

 

PODYSKUTUJ: