na swoja prosbe dostalem cos na sen i nie moge sie dobudzic, a juz obiad. Ale w koncu pojawil sie swiat snow, tak bogaty przed katastrofa. Zdziwienie, ze mnie budza na sniadanie. Polprzytomny dobrnalem do stolowki, a potem na powrot do lozka. Na korytarzu urzalem nagle ksiedza, dorodnego, roslego, w wielkiej czerni i jakby z czerwonym pasem, ten pas to moglo byc przewidzenie. Podazal korytarzem, jakby wiedzial gdzie zmierza, wsrod dusz blakajacych po korytarzu, jakby bez celu. I tak bylo, bo dowiedzilem sie potem, ze zmierzal do sali semianryjnej, gdzie odprawia modlitwe i udziela komunii swietej. Wiec ja znowu do lozka i spalem do 11, potem ledwie dobrnalem do prysznica, i na stolowke z komupterem, gdzie wlasnie komunia obiadu, jak nazywa sie ta dziwna papke jedzeniowa jaka serwuja.
Wiele telefonow…Agniesza Przepiorska, ze chce mi przywiezc obiad z tajskiej restauracji , jej mama, lekarka Ewa, moja Ewa i malarz moj przyjaciel Lukasz Korolkiewcz. On wielki malkontent i pesymista, wiec jemu zawsze niezwykle trudno mnie pocieszac, ale stara sie…Daniel SMSem pyta o forme…I jak zwykle troche listow meilowch i wiadomosci w messengerze
Z N. po obiedzie, ona podobnie jak ja, bardzo bala sie, ze popelniajac samobojstwo uszkodzi sie. I uszkodzona przezyje. Oboje nie przewidzielismy, ze wyladujemy w szpitalu psychiatrycznym, ze zdrowym cialem, a z chora dusza, jako wiezniowie, ofiary cywilizacji, ktora chroni zycie za wszelka cene, ale tez uczy swoich zolnierzy jak zabijac i produkuje, nowe coraz i bardziej doskonale rodzaje broni.
Chcialbym byc sprawiedliwy. Ubogo tu, szpetnie, dlugo mozna by narzekac…ale pielegniarki na ogol mile, kulturalne, fachowe. Czasami maja nieziemska cierpliwosc, wobec niektorych chorych. Salowe dbaja o czystosc, toalety archaiczne, ale raczej schludne… I ten luksus mojej osobnej, pojedynczej celi…
Okrzyk – po leki proszę!. Nie mogę ustawić się w kolejce, kolejka piżamowców, szlafrowców po leki mnie upokarza, wiec czuje sie jednak lepszy. Nieladnie.
Wiadomość od Agnieszki Żuławskiej Umedy, jest w poblizu, u japonskiego malarza Kodzi Kamodzi i moze wpasć. Agnieszka, najdluzsza przyjaźń i bliskość mojego życia.
Spalem kiedy Agnieszka przyszla. W swoich lokach juz siwych, z troche dziecinnym glosem i szczegolnym, wlasnym widzeniem swiata. Japonistka. Byla zoną Joha mojego przyjaciela Japonczyka, ktory juz nie zyje. Wychowywalismy sie w jednym domu pisarzy na ulicy Iwickiej , we czworke. I cala nasza czworka, jak mowi mi wlasnie Agnieszka, to jakas calosc, a to sie nagle zachwialo, kiedy podjalem probe odebrania sobie zycia. Agnieszka uwaza, ze to dla mnie byl znak i mozliwosc zresetowania swojego zycia. No wlasnie nie. Nawet to pisanie to wejscie w te same koleiny…nie mam innych, a mam dwojke malych dzieci i zone, ktora nie pracuje. A na pisanie jest latwiej umrzec, niz z niego wyzyc.
To moje ciagle wsluchiwanie sie w siebie i analizowanie swoich stanow – jakbym traktowal siebie jako obiekt badawczy. To nie zawsze jest dobre, a na pewno sprzyja niepokojom.
Ta bardzo juz stara staruszka, jak mowia mi pielegniarki, jest dzieckiem holocaustu. Probuje z nia nawiazac kontakt, ale nie udaje mi sie.
X. ktory co jakis czas mnie tu na korytarzu zaczepia , ogladal mnie czesto w tv, jego zona tez, bardzo antypisowscy. Jego zona byla zdumiona, ze tu trafilem w taki syf….W jej wyobrazniu, takie osoby publiczne maja inne, lepsze szpitale. On potem zaczepia mnie na korytarzu, co Tomasz, jak Tomasz? Opowiada, ze mial siec sklepikow w okolicach Dworca Centralnego…..Pytam co mu dolega: mowi, ze ma dwubiegunowke. Teraz cierpi na depresje, to widac . Pytam, czy bardzo szaleje w manii; Kiedys glownie zone wtedy zdradzal. Mysle, taka manie to ma bardzo wielu facetow.
Montonia i zamkniecie zaczynają mi dokuczac. Ale wiem, glowa jest najwazniejsza, a to w niej jestem pierwotnie zamkniety.
Pielegnierka , ktora ma dzisiaj dyzur; mloda, ladna, inteligentna. Mialbym ochote dluzej z nia porozmawiac. O czym? O zyciu.
Słuchawki uszach i muzyka pozwalaja mi pracowac w stolowce przy otwartym telewizorze. Pracowac? Zapelnianie czasu slowami , ktore niezdarnie probuja ilustrowac to miejsce, gdzie montonnia, zaczyna gorowac nad rozmaitoscia.
Wczoraj moje pierwsze tu czytanie, wywiad z Wajdą w Gazecie. Mowi, ze boi sie smierci. Nie rozumiem go. Ale poza tym wszystko co mowi bliskie mi i przegadane z nim nie raz.
Nekrolog w Gazecie, zmarl Karl Dedecius, juz bardzo sedziwy, slynny tlumacz polskiej literatury na Niemiecki. Przyjaciel moich rodzicow, pamietam jak bywal u nas na Iwickiej. I pamietam, ze pamietam to nazwisko tajemniczo brzmiace z wczesnego dziecinstwa. Tlumaczyl tez na niemiecki moje wiersze, a wczesniej moich rodzicow.
Ta dziewczyna zawsze sie spieszy, przemieszcza sie naszym waskim korytarzem niezwykle energicznym krokiem, jakby szla na spotkanie z z chlopakiem, wiedzac, ze ja zdradzil, i ze chce mu powiedziec, ze go nienawidzi i ze chce sie z nim rozstac. Jest w niej rozpacz utraconej milosci. Kiedy przyjedza do niej jej matka, siedza uwiklane w sobie nawzajem.