piątkowe wieczory powinny trwać dłużej. Dwa dni podróży i spotkania z wieloma ludźmi po mojej domowej pustyni. Jakbym wracał z wyprawy wspinaczkowej.
powrót z przygodą zupełnie wariacką, a podobne sytuacje zdarzały mi się przed laty, więc szaleńcem jestem od dawna. Autobus z Kętrzyna do Olsztyna raczej pusty, soczyste zielone krajobrazy z oczami jezior, czytam dzienniki Manna i już Olsztyn. Wysiadam i zmierzam do kas kolejowych, już chcę kupić bilet do Warszawy z przesiadką, gdy nagle moja torba podróżna, gdzie ona? Zostawiłem w autobusie. Wyjaśniam, miałem dwie na ramię mała w komputerem, plus na kółkach plecak, walizeczka całkiem pokaźna .A tam mój nowy lek co mnie za włosy wyciąga z depresji. Na szczęście to była ostatnia stacja autobusu , stał wśród wielu innych, które zamknięte drzemały na postoju. Wypatrzyłem, że walizka leży na poręczy. W dyżurce znajduje kierowcę i rzucam się go ściskać i całować. Wariat.
Telefon czasami nie dzwoni przez cały dzień, a w czasie podróży co chwila , a bateria ledwie, ledwie. Propozycje dwóch programów, jutro rano w TVP Info, wieczorem radio na Malczewskiego. M. zaprasza na niedzielę , Cosmopolitan 40 piętro …..Egzemplarz „Kolonii Karnej” musi do jutra być u S. Nawet to udaje mi się załatwić. Całkiem jestem operatywny jak na szalonego.
Przesiadka w Iławie, lektura Manna, potem dworzec Wschodni z widokiem na dalekie wieżowce centrum Warszawy. Idę do samochodu, na inny parking niż go zostawiałem. Więc znowu wariat. W domu kłębowisko dzieci i ciocia, która ratuje nasz dom od zupełnego upadku.
Męczą mnie dzieci, chociaż je tak kocham….jutro o 9.10 samochód z telewizji …będę handlował swoim mięsem..jak od lat… za wolno mi odrasta…