odmówiłem występu w Superstacji, bo brak czasu i formy… jutro do Kętrzyna. Tydzień bez ruchu, a tu nagle ma być ruch. Dzisiaj więc jakby lepiej, jak tak żyć nie mogąc zupełnie na sobie polegać.
W ogrodzie wiosenne, granatowe kiście winogron, które ledwie dźwigają pnącza.
Akumulator zdechł w małym staruszku, pożyczam od sąsiadów prostownik i nie ma to dla mnie wymiaru dramatu, więc depresja jakby pod kontrolą. I dzieci mnie tak nie meczą, za to wzruszają.
Dobra wiadomość,że dziennikarka radiowo-telewizyjna odbierze mnie samochodem w Olszynie i zawiezie , co bardzo ułatwi podróż. Miły telefon od dyrektora biblioteki w Kętrzynie.
Kończę felieton do Przeglądu, a zaczynam, do Zwierciadła. Piszę temat spotkania ze mną w poznańskiej Bibliotece Raczyńskich. Plus dwa spotkania. M. ma geniusz organizacyjny i powinna być agentem, też moim. Ale to w listopadzie. S.krząta się wokół stworzenia szansy na angielskie wydanie Kolonii…tyle dobrej woli ze strony ludzi poznanych niedawno na facebooku.
Z Antosiem na rowerze do sklepu, on zawsze coś przy okazji dla siebie i dla Frania , już wie, że wszystko trzeba podwójnie.
Czytam dzienniki Tomasz Manna, po raz drugu nudne, egotyczne irytujące, ale czytam. Osioł i geniusz. Jakoś nie mogę sobie niczego dobrego znaleźć do lektury. A mój ojciec kochał Manna do końca życia i błl głęboko poruszony, jak do kiedyś w Niemczech go widział, chyba nawet nie z bliska. Mann ma stanowczo za długie zdania jak na nasze czasy, a czas u niego płynie za wolno. Ale „Śmierć w Wenecji ” się broni , i ten jego ukryty homo., który wychodzi w dziennikach…