zwlokłem się z łóżka pod prysznic o 12…i teraz ciągnie mnie tam na powrót. Kiepsko ze mną. Nic łaknienia. Telefon od Renaty z Luksemburga w sprawie wyjazdu tam i spotkań autorskich, to w marcu, ale, jak to w depresji, nie wierze w wyzdrowienie, a na pewno nie ma tu terminów. Więc strach, czy nie nawalę.
Dzisiaj Antoś ma w domu kolegę z klasy, Kacperska, genialny chłopczyk. Antoś, jak to on, zrobił wcześniej plan pobytu kolegi u niego, punkt pierwszy – powitanie. itd.
Wiatr szarpie bez litości gałęzie świerku, który stoi w oknie mojej pracowni.
Zwlekam się z łóżka tylko po to by do niego wrócić. Ucieczka w myśli, ale wszystkie wiodą nad przepaścią.
Odmawiam wszystkie możliwe spotkania, ale są niemożliwe to odmówienia. Nieistnienie zaczyna kusić, to dobra miara skali dyskomfortu. A przecież słyszę głosy dzieci. Pisać, pisać coś mimo wszystko, to nadaje sens życiu, nawet w nieszczęściu.
Na 18 na Filtrową. Sprawdza się reguła samochodu, zdycham, ale dobrze prowadzę i sprawi mi to przyjemność. Spotkanie z Magdą, która jest moim kolejnym dobrym aniołem, mam więcej szczęścia niż rozumu do ludzi. Ale miasto nocą, wydaje mi się pocięte wielkimi arteriami Hadesu.