Spałem w dresie tak zimno. W nocy próba wiersza, dawno nie pisałem poezji…
Emil u nas, nasz przyjaciel chirurg ortopeda, syn mojej starej znajomej. Łączy nas też pasja do malarstwa. Ewa zrobiła pyszne jedzenie, ogień w kominku. Dzieci słodkie. Idylla. Chwilo trwaj.
O 20. 40 jestem w Superstacji.
Awaria anteny, już nie na żarty. Znowu jestem w oknie dachowym i stukam w antenę. Wspinanie się po drabinie na stryszek, coraz lepiej mi wychodzi. Dzieci przejęte. Znowu zaglądam serdecznie w okna sąsiadów. Wczoraj napisałem chyba niezły wiersz, o tym nocnym podglądaniu życia. Na pyłku naszej planety.
Pomału, ale systematycznie porządkuje papiery z archiwum Iwickiej. Znajduję bezcenne fragmenty dziennika Adolfa Rudnickiego, lata 1951 -1953. A też zeszyty z notatkami ojca, kiedy uczył się z „Krótkiego Kursu Marksizmu.” i robił sobie notatki. Pokazywałem to chyba kiedyś Miłoszowi. Obłęd.