Znowu w Lanckorona. Od piątku. Piękna wieś, kiedyś miasto z ruiną zamku na wzgórzu, niezwykłym, a na nim wiele starych drewnianych domów, wykupionych teraz przez przyjezdną inteligencję. Z boku dawny dom Wojtka Pszoniaka. Na rynku ma też domek Bogdana Frymorgen z Londynu, odkrył niedawno, ze potrafi pisał ładne książki autobiograficzne. Mieszkaliśmy u niego półtora roku temu. Teraz mieszkam też przy rynku u Zosi Budzyńskiej. przez dwie kadencje wójtowej Lanckorony. Mam dla siebie cale piętro domu , niezwykle pięknie urządzone apartamenty, w jasnym szwedzkim stylu. Obok domek bliskiej ma Dani Jaworskiej, malarki ze Sztokholmu. Ile jasnej energii w niej. Zaprosiła mnie tu na święto aniołów. Ale mamy też interesy malarskie. Wielkie stragan na runku i wszędzie anioły też na koniach, anielska husaria. Mam spotkanie autorskie w starym dworze pięknie odtwarzanym i remontowanym przez właściciela, miejscowi już nawet nie wiedzieli, że to dawny dwór, teraz kawiarnia, restauracja, wystawy w salach, potężne belki na sufitach . Dużo ludzi na spotkaniu, kilka osób przejechało specjalnie dla mnie z Krakowa, co mnie oczywiście wzruszyło, też czytelnicy moich felietonów w naszym tygodniku. Dom Danki też bardzo szwedzki, jej mąż Marek stolarz artystyczny, odnawia tez stare meble, więc w ich domu ich pełno i stare złote zegary.
Nędznym pociągiem do Krakowa, i już Kraków. Potrzebuję skorzystać z toalety, ale myślę zaraz mam pociąg do Warszawy, tam toaleta. Jestem już na peronie. Pociąg zaczyna bieg w Krakowie a go nie ma. A ja czuje nieznośna potrzebę by się wysiusiać. Balem się opuścić peron, bo cholera wie kiedy podstawią pociąg. Byłem już bliski by pójść na pusty koniec peronu i wysiusia się na tory. Aby nie doszło do katastrofy musiałem ciągle chodzić, obładowany, walizka na kółkach, plecaczek, i obraz, który dostałem w prezencie od Danki. Ktoś mnie zaczepia, okazuje się, że to syn profesora Aleksandra Krawczuka, kiedyś poznaliśmy, a ja dzwoniłem do jego ojca, gdy kończył sto lat. Serdeczny dla mnie, ale ja nie mogę stać, ja musze chodzić. On mi mówi, nic się pan nie zmanił i tak szybko , młodzieńczo pan chodzi po peronie . Ja już muszę iść, przepraszam…i ruszam . Jakimś cudem wytrzymałem, dotrzymałem, ale to była koszmarna godzina. Tak to było godzinne opóźnienie. Ale jaka ulga już w wagonie.