Wczoraj w szkole Frania, spotkanie z Agatą, właścicielką szkoły i ze szkolną psycholożką . Niezwykle chwalą Franka, że świetny i taki przystojny. Powszechnie lubiany, towarzyski, zawsze mądrze zabiera głos. A był z niego taki nieśmiałek. Serce mi rosło. Plan moich zajęć w tej szkole, w sumie sześć godzin, wykłady w osobnych klasach, od lutego nowego roku. Dawno nie jechałem metrem, jak nie lubić metra.
Wysyłam felieton do „Przeglądu”.
Poprawiam „Rok szczura”, niedługo książka idzie do druku. Wpuszczam światło między fragmenty. Nie wiem po co oni to scalili, odstępy były pierwotnie. Wiele tekstów buduję z „cegiełek”.
Zawsze miałem bardzo słabą pamięć do twarzy. Przy naszym rondzie, gdzie sklepiki widzę moją Ewę, a powinna być w domu, wołam -Ewa- odwraca się, to nie Ewa. Będę bogata, śmieje się jakaś kobieta. W metrze na ławce siedzi chłopak zanurzony w komórce, nie do wiary to mój Franio, tylko skąd on ma takie dziwne buty, siadam obok i zaglądam mu w twarz, przestraszony, myślał chyba, że jestem pedofilem. Może to początek miażdżycy, albo Alzheimera.