Nasza miła sąsiadka, od roku niestety bez męża Jana, którego tak lubiliśmy, odszedł w nicość, zorganizowała u siebie w domu spotkanie dla kilku sąsiadów, znaliśmy ich dobrze, ale tylko z widzenia. Mięliśmy do niektórych żale , małe , duże. Spotkanie było urocze, serdeczne, zabawne. Okazało się nawet, że mamy takie same poglądy polityczne, podobne, emocje i lęki. Nawet sąsiedzi, ci z zachodu, którzy zdawali się nam mało rozumni, okazali się bardzo rozumni. Wszystkie pretensje sąsiedzkie znikły. Nawet mnie już nie boli, że najbliżsi, ci z domku od północy, podwyższają się o jednio piętro, co zabierze mi cześć widoku na drzewa, teraz ich dom wygląda jak po uderzeniu rosyjskiej rakiety. I nawet im teraz wybaczam że ścięli piękny stary świerk, który wypełniał okno mojej pracowni. Poznanie ludzi w warunkach wspólnej biesiady niweluje pretensje i żale. Jednym z tematów były dziki. Rozmnożyły nam się w Międzylesiu i Aninie, wszędzie ciągną się ich watahy, na przedzie kroczy odyniec, z nim małe a na końcu lochy Mnie to wzrusza, ale wielu znajomych bardzo się boi. Też moja żona, chociaż ona o wiele bardziej boi się myszy i jej ogona niż odyńca z kłami. Kilka dni temu o świecie dziki dostały się do naszego ogrodu i go zdemolowały. Nie można teraz wystawiać śmieci na noc przed dom, tylko na to czekają. Podobno jest zgoda na odstrzał 120 sztuk w Warszawie a potem ma polec 300. Okropne. Jakby nie można było ich wywieźć do prawdziwego lasu. A po sąsiedzki spotkaniu od razu cieplej się zrobiło w naszej okolicy, mimo, że jesień już się ponurzy i sypie żółtymi liśćmi.
Antek przed chwilą nagrał wielki zgiełk, jaki w pobliżu uczyniły dziki, chrumkania, kwiki. Za ciemno by cokolwiek zobaczyć. Franek wracał z kina, wybrali się tam w osiem osób, on ma bardzo bogate życie towarzyskie. Ewa zwykle jest powolna, ale teraz ruszała się nadzwyczaj szybko i energicznie by wsiąść w samochód i jechać ratować swoje dziecko, które chciało iść piechotą z przystanku. Po drodze widziała istne pobojowisko, rozwalone kosze na śmieci….