Wczoraj Norymberga, miasto, które źle się kojarzy, ustawy norymberskie, procesy norymberskie…hotel na obrzeżach miasta, metrem do starego nowego miasta, niewiele ocalało z wojny, ale są piękne fragmenty, gotycka katedra, inne kościoły, trochę kamienic,też genialnego Durera, jakaś niebywała barokowa fontanna a z 13 wieku, całość pozszywana powojennymi budynkami, ale na starym palnie, więc to się broni , liczne promenady, ciasne uliczki, wszystko tętni życiem, tłumy młodych, bardzo dużo kolorowych od brązu do czerni, Hitler przegrał tą wojnę podwójnie.
Franek od razu wynajął hulajnogę i krążył po starym mieście , w hotelu odkrył, że jest siłownia, więc popadł w wielkie podniecenie, chce jechać jutro rano do centrum kupować spodnie, a przecież rano wyruszamy dalej…i cały czas narzeka, że powinien być ze swoimi kolegami a nie z nami…Ma oczywiście rację…
Dzisiaj już okolice Lozanny…mała osada blisko jeziora lemańskiego i nie tak daleko od Genewy. W życiu byśmy tu nie trafiali bez nawigacji. Nie pojmuje jak kiedyś jeździłem po Europie bez GPSu . Tuż obok granicy niemiecko szwajcarskiej, nad brzegiem Renu po szwajcarskiej stronie elektrownia atomowa, ogromy silos przypominający do złudzenia kopułę warszawskiej Świątyni Opatrzności Bożej. Opatrzność boża opuściła kościół polski, który takie monstrum pozwolił zbudować.
Więc w domku Krysi, pyszna kolacja i jej gościnność.
Lozanna w deszczu, nawet nie wychodzimy z samochodu. W nocy w ogródku z chłopakami kąpiel w jacuzzi, w deszczu który był miły.
Przed chwilą wiadomość, że zmarł Marcel Łoziński, dobrze go znalem, świetny reżyser dokumentalista, świetny prawy człowiek.