niedziela

po południu spotkanie autorskie, dobra żywa publiczność, Paulina serdeczna prowadząca…wszystko na placu Paderewskiego, który jest tak naprawdę parkiem z tężniami…wcześniej pobliski kościół Piotra i Pawła, oszałamiający barok w środku.. miły burmistrz a potem serdeczny dyrektor Domu kultury, wielbiciel jednego wiersza mojego ojca. Zaprosi mnie w październiku do Nysy i jak mówi, na dobry obiad. Jak na niemal każdym spotkania, pojawia się ktoś z kilkoma moimi książkami, ktoś kto czyta mnie systematycznie. I zaskakująco wiele osób czyta moje polityczne komentarze na facebooku. Przed moim spotkaniem spotkanie z Martą Fox, kochana, ale bardzo próżna, za to ceniony poeta Wojtek Bonowicz, zupełnie pozbawiony próżności, zafascynowany twórczością innych pisarzy, bardzo to cenię, bo to rzadkie.

Bardzo nie lubię próżności, może dlatego tak się meczę sam ze sobą.

Stare nowe miasto Nysy w świetle zachodu…

Poeci wędrowni, nazywam ich poetyckimi turystami, obdarowali mnie niezliczoną ilością swoich tomików, drukowanych własnym sumptem. Wszyscy uważają się za geniuszy…ale cudownie, że są, że podróżują z wierszami, że poezją karmią swoją próżność.

Przyjeżdża Ewa z chłopakami. Ewa bardzo dzielna. Chłopcy od razu się gryzą, po czym zgodnie wędrują do Żabki, uwielbiają Żabkę.

PODYSKUTUJ: