sobota

spadł śnieg, niedużo go, ale opatulił wszystko białym puchem. Idę na spacer ze słuchawkami na uszach.

Przewieszam rysunek Łukasza Korolkiewicza z piętra na korytarz, który łączy się z salonem. Tam już wisi wiele obrazów. W nowym miejscu ten duży, trochę surrealistyczny rysunek wiele zyskuje i widzi się go jakby na nowo. Są na nim falliczne motywy, Ewa rozpacza, że za dużo erotyzmu na naszych ścianach, rzeczywiście tak się jakoś ułożyło bezwiednie. Ale to konieczne by obrazy zmieniały swoje miejsce na ścianach, w nowych miejscach zyskują nowe życie. I widzi się je na nowo.

Boks z Franiem, ale boksuję się też z cieniem, próbując zacząć pisać powieść, ale nie mam wizji, więc coś zaczynam w nadziei, że na tym skrawku coś zbuduję. Ale nic z tego. Nie potrafię oderwać się od siebie i wyjść poza snucie opowieści przynajmniej w jakiejś części autobiograficznej. Bardzo przykra bezradność.

PODYSKUTUJ: