byłby bardzo dobry dzień, gdyby Antek nie zepsuł swoich okularów, niedawno dla niego kupionych.
W salonie nowa sofa, obszerna i ładna, a ja dostałem miły list ze Stanów. Kocham wiersz Steva Kowita „Ostrzeżenie”, tłumaczył go Miłosz, przepiszę go potem i podzielę się nim z Wami, jest niezwykły. Będzie w moim „oknie z wierszem” w Zwierciadle. Mam już zgodę londyńskiej agencji Wyle, która ma prawo do Miłosza, ale co z Kowitem? Potrzebuję też zgody jego spadkobierców. To niewykonalne, zmarł dziesięć lat temu, szperam w Internecie i ku swemu zdumienia znajduję adres mailowy do kobiety, która ma prawa autorskie do jego twórczości. Piszę list, ale nie liczę na szybką odpowiedź, w ogóle na odpowiedź, dostaje odpowiedź po kwadransie. Mary Kowit, pisze, że jest szczęśliwa, że ktoś chce w Polsce pokazać jego wiersz, nie wymaga wynagrodzenia. Okazuje się, że to jego żona. Wymieniam z nią serdeczne listy. Bardzo mnie to poruszyło, jakbym spotkał ducha poety.
Potem do fryzjerki, zawsze jak jestem uwięziony w lutrze w zakładzie, ma miejsce dziwne spotkanie ze swoją podobizną, zwykle tylko omiatamy się wzrokiem w lustrach a tu wielominutowa konfrontacja. Zdziwienie sobą, to tak wyglądam, niemłodo. I zawsze w tej sytuacji mogę zmierzyć swoje samopoczucie, jak jest źle, czy jak dobrze? W zabieganiu też się do końca nie wie. Dzisiaj jest dobrze, aż dziwne.
Potem do Ferio, mijam dom kultury i myślę o Barbarze, szefowej instytucji . Po czym spotykam ją przy wejściu do galerii. Cud. Umawiamy się na spotkanie, chcę jej dać „Alfabet polifoniczny” i liczę na spotkanie autorskie. Zakupy w Ferio, siadam na ławce i coś dłubię przy telefonie. Ktoś się przysiada. To Mariusz, ma zakładzik wulkanizacyjny w pobliżu, lubimy się. Ile myśmy się nagadali o polityce przy zmianie opon.
Ostrzeżenie
Dziś wieczór mocne dżinsy,
które noszę co dzień ponad rok
i które wydawały się w doskonałym stanie
nagle pękły.
Jak i dlaczego nie pojmuję,
ale stało się – duże pęknięcie w kroku.
Miesiąc temu mój przyjaciel Nick
zszedł z tenisowego kortu,
wziął prysznic, przebrał się
i na ulicy przewrócił się i umarł.
Pamiętajcie, którzy to czytacie,
padać od czasu do czasu na kolana
jak poeta Chritopher Smart,
i całować ziemię i radować się
i dobrze wykorzystywać czas
i okazywać życzliwość wszystkim,
nawet tym, którzy na to nie zasługują.
Bo choćbyście nie wierzyli, to nastąpi,
was też któregoś dnia nie będzie.
Ja, któremu dżinsy pękły w kroku
bez żadnego powodu,
zapewniam was, że to prawda.
Podaj dalej.