wczoraj Krzyś Kasprzyk na kolacji, dzisiaj wraca do Toronto. Krzyś od dawna prowadzi życie starokawalerskie, bardzo lubi towarzystwo, dobry gawędziarz, ma wielki zbiornik opowieści bez dna, ale też bardzo lubi samotność i świetnie się czuje sam ze sobą.
Nie spałem do szóstej rano, biję tu rekordy. Spałem o pierwszej. Szkoda czasu bo wtedy nie czytam, nie piszę tylko próbuję zasnąć. I robi się dramat, gdy muszę wstać wcześnie wstać rano.
Czytam eseje mojego ojca, świetne. Konieczne wydać ich wybór w Austerii. Wojtek Ornat mówił, że chce coś wydać ojca, że mogę coś zaproponować.
Wieczorem do Bartosza Maciejewskiego na kolację, fotograf, żona Irlandka Siobhain Keenan, kolorowa para. Pomyliło mi się, byłem pewien, że mamy być 18 a to była 16, wcześniej gorączkowo szukałem swego telefonu i już traciłem nadzieję, gdy Ewa mi uświadomiła, że sam jej dalej swój telefon by pogadała z mamą mojego wnuka Iwa. Prosiłem Antka by zadzwonił na mój telefon, był zajęty, więc myśl, zgubiłem go na spacerze w lesie i ktoś niego gada. Z tą 16 też dramat, Siobhain nie mogła się do mnie dodzwonić bo telefon był zajęty, na szczęście zadzwoniła ma messengerze, kiedy przyjedziemy, dochodziła piąta, mówię, że punktualnie o 18, wpadła w panikę. Potem straszne nerwy bo Ewa musiała się umalować, podkręcić włosy, ubrać się. Spóźniliśmy się półtorej godziny. Bardziej ich to rozśmieszyło niż zirytowało, byli ich znajomi, on projektuje meble, ona jest psychoterapeutką. Był jeszcze ich pies, zupełnie uczłowieczony Labrador. Bartek jak zawsze w czarnym kapeluszu. Cudownie mi się zawsze rozmawia z Bartkiem, a Siobhain, która czasami zabawnie męczy się z polską gramatyką.