poniedziałek

Festyn w parku, namioty i stoiska tworzą krąg, wiele z jedzeniem, ale SA te dwa „jądrowe”, zwolennicy i przeciwnicy elektrowni jądrowej ze swoimi broszurami. Jest stoisko z Ukrainy. Siedzę w jednym ze swoimi książkami z Dorota Sumińską, wybitna specjalistką psiej duszy. Przybywa Wałęsa, dwóch rosłych ochroniarzy, policja, wielkie ceregiele. Skoro takie ceregiele jak mogło mu się nie przewrócić w głowie. Ludzie mogą sobie robić zdjęcia z Wałęsa, kolejka, ale wcale nie taka wielka. Potem Wałęsa ma kazanie ze sceny , tekst już z utoczony jak kamyk w morzu, sensowne co mówi, ale trochę to naiwne i przewidywalne. A ja wolę jak Lech improwizuje, chociaż zdarza mu się wtedy palnąć jakieś głupstwo. Jest na scenie obok Wałęsy prezent miasta i kilku pomorskich notabli, jest Bogdan Lis, dawny działacz „Solidarności”. I do razu rusza moja pamięć. Był rok 80, jego końcówka. Jestem gdańskim regionie „Solidarności”, wieczorem ma być w Stoczni spektakl teatru Kantora. Lis ma jechać by powitać mistrza w imieniu związku, ma z nim jechać i zrobić wywiad z Kantorem pracujący w regionie Mariusz Wilk, potem niezwykle ceniony autor esejów o Rosji. Mariusz nie może, mówi: zastąp mnie. Wjeżdżamy do stoczni, sala widowiskowa aktorzy na scenie, trwa próba, Kantor biega po widowni, tupie nogami jak rozhisteryzowane dziecko i krzyczy przeraźliwie: „tu nie ma warunków, nie ma warunków”. Widząc nas od razu poważnieje. Wracając do Wejherowa. Było na festynie trochę ludzi, ale raczej mało, a przecież w parku wielkie tłumy, spacerują, siedzą na trawnikach, dostatnio, nie ma wątpliwości, że jestem w kraju Europy Zachodniej, dlaczego ludzi nie interesuje choćby Wałęsa, czy to są te miliony obojętnych, którzy nie biorą udziału w wyborach.

Uroczysty obiad, bardzo szczerze i serdecznie z sędzią Waldemarem Żurkiem i jego żoną, Edwarf opowiada o spotkaniu z Tuskiem, oboje zachwycają się moim „Biletem do nieistnienia.”

Najprzyjemniejsze chwile, gdy w nocy wyszedłem z hotelu i usiadłem na rynku w restauracji, zamówiłem piwo i tatara. Ważne tu piękno runku.

Longin, organizator imprezy, i jego żona nadzwyczaj opiekuńczy, on nawet jedzie ze mną jako asysta kolejką elektryczną do Gdyni, gdzie mam pociąg do Warszawy. Godzinę siedzimy w kawiarni.

Na rynku, tuż przed odjazdem, ja, Longin z żoną i pan Nowak z KODu i moja walizka i pies pasterski Longina..

O 22.20 w programie Polsat Polityka, zarządza tym Cezary Michalski, dawno nie widziany, miło z nim i inteligentnie pogawędzić, prowadził program Przemysław Szubartowicz, jeszcze dawniej nie widziany. Nie byłem chyba w dobrej formie, ale nie mnie siebie oceniać. Przywiozłem Cezaremu moje dwie książki, w tym „Alfabet polifoniczny ” gdy robiono mi makijaż rzucił się i błyskawicznie przeczytał hasło „Agata Bielik Robson”, bo to jego żona. Zdałem ten test.

PODYSKUTUJ: