dzisiaj powrót z Zakopanego…kilka dobrych dni.
Kilka dni temu…zwyczajowo jedziemy pociągiem do Krakowa, a z dachu dworca bierze nas samochód z Urzędu miasta. Znany nam od lat kierowca pan Janusz, witamy się serdecznie. W czasie drogi rozmawiamy o przydomowych ogrodach, pięknie mu rośnie kapusta. I sam jest okazem zdrowa, zeszczuplał, mamy nazajutrz pogadać, co robi, że taki zdrowy i tak dobrze wygląda. Wieczorem tego dnia wiadomość, że jak nas odwiózł wrócił do domu, źle się poczuł, położył się i umarł. To sytuacja, gdy czuje się zupełną bezradność a też trwogę. I przecież na kilka dni jest pogrzeb, Jana, sąsiada, tak przez nas lubianego, jak mogę unikam pogrzebów, a teraz żal, że nie będę mógł go pożegnać na Powązkach. W dwa dni potem umiera tata Ani Janko. Ania też w jury, w ramach Festiwalu prowadziła ze mną spotkanie wokół „Alfabetu polifonicznego” „ i „Epoki wymierania „. Ojciec Ani miał 90 lat, znałem go, czasami do mnie dzwonił.