kolejny jałowy dzień, ale mam jeszcze szansę zmienić jego barwę i coś na nim napisać.
Są dobre wiadomości… Ewa znalazła w moim pokoju zagubione kartki wycinanki od Wisławy Szymborskiej, kilkadziesiąt ich, to nie tylko wartość pamiątkowa. Druga wiadomość , samochód do odebrania, Piotrek nam go przewiezie z Sosnowca. Nie trzeba więc tam jechać.
Do fryzjerki, dobrze mnie ostrzygła, nie męczyłem się sam na sam ze sobą w lutrze, a często w takiej sytuacji się męczę.
Przeglądam i wybieram zdjęcia do „Alfabetu polifonicznego”. Góra tych zdjęć. Niby wertowałem je już do „Albumu rodzinnego, ale znajduję nieznane; z Wajdą, z Miłoszem z Szymborską, z Barańczakiem i z Mrożkiem. Mam nawet zdjęcie z Astrid Lindgren, ale kiepskiej jakości. Będę trzymał za słowo Uchańskiego, że zdjęć ma być dużo. Jakiś smutek tego wertowania, ilu ludzi umarło, ile światów już przeminęło.
Wysłałem tomik wierszy do druku, do Wojtka Ornata, czyli do „Austerii”. Coś mi spadło, jakby kamień, ale nie z z serca. Tomik trochę, a może bardzo, monotonny w śmiertelnym temacie. Niedobrze. Ale inaczej nie potrafię.