czwartek -osiem dni po operacji

piszę, niewiele, trochę, ale to mi od razu pomaga. Chodzę nadal kiepsko z kulami, boli przy wchodzeniu na łóżko, a tak to coraz mniej boli. Ale kule są na tygodnie. Złorzeczę na nie, bo pomocne przy chodzeniu, gdy stawiane zawsze chcą się przewrócić.

Wczoraj długa rozmowa z Krzysiem Szpilmanem, opowiada mi szczegółowo o swojej biodrowej operacji przez laty w japońskim szpitalu, mieszka w Japonii. Krzyś ma głos z głębin studni, lubię z nim rozmawiać. Będzie na pogrzebie Adama Sandauera, na którym ja nie dam rady być. Beata to rozumie. Potem leci z żoną Japonką do Szwajcarii, na chwile wraca do Warszawy, może dadzą rade do nas wpaść.

Adam i Ja, gram na organkach.

telefony od bliskich i znajomych, najcenniejsze od tych, którzy są po takiej operacji i dają dobre rady. Dzień raczej próżniaczy, chociaż dużo czasu przy komputerze. Czytam, ale mało. Czas mnie obmywa chłodnym strumieniem. Chowam się czasami przed nim do łóżka, gdzie ciepło.

PODYSKUTUJ: