poniedziałek

od dwóch godzin w domu. Komórka spadła mi ze stolika na szpitalną podłogę i ciężko ranna, wiec nie miałem jak pisać. Zawsze muszę narozrabiać. Brak telefonu pogorszył moją szpitalną sytuację i tak nie łatwą. Miłe zaskoczenie domem, ile mamy pięknych obrazów na ścianach, jakie piękne dzieci i żona. Uczę się poruszać o kulach po domu, położyć się i wstać z łózka to wyczyn.

uznajmy, że to jest ciekawe doświadczenie późnej starości, jakbym miał 90 lat. Chyba nie warto dożyć tego wieku.

mówiłem pielęgniarkom, które wczoraj schodziły z dyżuru. Raduje się, że wracam do domu, do żony, ale tak dobrze jak tutaj to mi w domu nie będzie.

Ważną częścią szpitalnego życia są lokatorzy sali na której się leży. Jedni wychodzili, inni przychodzili, w sumie chyba siedem osób. Wielkim problemem jest chrapanie. Wedle Ewy ja chrapię, więc martwiłem się, że zatruję życie innym. Nie chrapałem. Za to dwóch lokatorów chrapało okrutnie. Miałem zatyczki w uszach, które były zupełnie bezbronne wobec takiej skali chrapanie, żadna śpiewacza operowa nie śpiewa tak przenikliwie, jak chrapie chrapiący. Na szczęście byłem tak otumaniony lekami, że spałem nieźle wbrew okolicznościom. Wielki chrapaczem okazał się też sąsiad na sali pooperacyjnej, trzymają tak delikwenta przez noc, po zabiegu, podłączonego do aparatury, nie wiem jak wyglądał, bo dzieliła nas zasłonka. I tu też jakimś cudem spałem, po narkozie i środkach przeciw bólowych.

Dwaj lokatorzy mojej sali to byli półkretyni, żeby uzyskać odpowiedź trzeba było pytać co najmniej dwa razy. Ale pod kretyńską zasłoną krył się jednak człowiek, człowiek mimo wszystko. Jeden co jakiś czas włączał radio, pierwszy program, na szczęście na chwilę, ale na pełny głos. Zawsze poczucie, że jestem znowu w PRLu, tembr głosu, treść. Te media rządowe są innym bytem, zbudowane z innej tkanki. I myślę, że miliony Polaków, jest klonami tej dwójki, żyją w zamglonej nierzeczywistości. Wielka rzeka informacji wlewa im się do głów, nic nie rozumieją, wszystko im się burzy i kłębi w głowach. Nagle mówią okrągły stół, nasz papież, nic się z niczym nie łączy.

trochę młodszym ode mnie, urzędnik wysokiej rangi, mieszkał długo i pracował w Szwecji. Wparował do naszej sali marszowym krokiem z plecakiem pełnych różnych gadżetów, np długie szczypce do podnoszenia z podłogi przedmiotów, urządzenie do zakładania skarpetek, generalnie zaopatrzony jak na wyprawę na Mont Everest, było widać, że ma do zdobycia szczyt, czyli wymianę biodra. Człowiek zadaniowy, serdeczny wobec lokatorów, a też salowych i pielęgniarek, które obdarzał niezwykła wielością kwiecistych komplementów.
Potrafił długo milczeć, ale obudzony z milczenia okazywał się wielkim gadułom. Zdawał mi się człowiekiem rozumnym, tylko myślącym skrajnie i czarno biało. Unikał tematów politycznych, ale PiS wyciekał mu bokami.
Robiłem uniki, bo nie miałem siły na wojnę w naszej sytuacji. Był jeszcze miły facet, w średnim wieku, po wstawieniu protezy kolana. Bardzo sympatyczny, mieszka na wsi, ma gospodarstwo 14 hektarów, pracował przy budowie autostrad, teraz handluje pompami ciepła. On też miał mały bałagan w głowie, ale w sumie niegłupi facet, obiecał mi wychodząc, że nie będzie głosował na PiS. W dniu gdy wychodziłem pojawił się wsparty o kule młody człowiek, szczupły, typ charta, bardzo przystojny, z książka pod pachą. Łękotka, wspina się i tak nabawił się kontuzji. Z książką pod pachą, co mnie uderzyła bo z całego towarzystwa nikt nie miał książki, woleli leżąc gapić się w sufit, po operacjach biodra i kolana trzeba leżeć na plecach Zobaczyłem okładkę, książka o TOPRZE, czytałem ją dwa lata temu, brała udział w konkursie na literacką zakopiańska książkę. Zabawne, bo w szpitalu czytałem biografię Stanisława Witkiewicza, ojca Witkacego, która bierze udział w tegorocznym konkursie. Nie badałem jakie ma poglądy na świat i polityczne , wystarczył mi jego wygląd, jak mówił, by wiedzieć , że jest z naszej rodziny.

Zapomniał bym o tym starszym panu, też zdawało się bezmyślnym, który nie mógł się wysikać, zamęczał tym siebie i innych. W ogóle sprawy wydalnicze nabierają wielkiej wagi w szpitalu i stają się dramatem iście szekspirowskim. Bardzo ważne pytanie zadawane o świcie przez pielęgniarkę – było wypróżnienie?

PODYSKUTUJ: