sobota

wiozę Frania i jego przyjaciela na pobliską górkę, jeżdżą na sankach, potem kupuję dla nich pizze, sprawia mi przyjemność to krzątanie się wokół dzieci.

Na kolacji Emil z żoną. Nie znaliśmy jej wcześniej, a przecież są ze sobą od pięciu lat. Emil jest synem naszej bliskiej znajomej lekarki, sam chirurg ortopeda. Kocha malarstwo, zbiera obrazy. Więc dużo mówimy o malarstwe. Ewa przygotowała świetną kolację, ogień w kominku, porządek w mieszkaniu, musimy z tego powodu częściej zapraszać gości. Konsultuję z nim biodro, sam mówi, ze zjadł zęby na operowaniu bioder, oglądamy zdjęcie na komputerze, bada mnie, no tak, do wymiany, ale bez pośpiechu. Da mi namiar na znajomego chirurga, ustawią mnie w kolejce, a jak cudem ból zniknie, zaznacza, że to musiłby być cud, zreyzgnuję z operacji. Czyli jak myślałem.

Czytam tomiki poetyckie mamy z różnych lat, szukam wierszy, które mógłbym dodać do „Albumu rodziennego”. Z naszej trójki jej wierszy jest najmniej.

PODYSKUTUJ: