sobota

Wróciłem dzisiaj z Sieradza., z dziennikami „Mój biedny Fiedia”,  Anny Dostojewskiej, żony pisarza. Czytałem już kiedyś, ale jak to ja nic nie pamiętam. Ależ to cudowna lektura. Ona jest głupia, ale dziennik fascynujący, opisuje świat, i męża, tak jakby kręciła film kamerą z ręki . Pusty przedział, słoneczna jesień za oknem.  Pociąg jedzie tylko 2.5 godziny. Przyjeżdża na dworzec Gdański, nie znam go zupełnie , niedawno przerabiany,  długie podziemne handlowe korytarze.

Wczoraj kilka imprez na raz  w zabytkowym Teatrze Miejskim , ładna duża sala, ale miasto nie ma swojego teatralnego zespołu. W budynku była kiedyś ujeżdżalni ogierów pocztowych. Występy, turniej recytatorski dla dzieci, spektakle, turniej jednego wiersza i mój występ autorski. Nie czułem się tego dnia dobrze.   Jak się zdaje za dużo wypiłem w czwartek, w czasie kolacji u sąsiadów. Grupa poetów zjechała się z całej Polski. Biorą udział w  poetyckim turnieju. To jest ciekawe zjawisko, o którym nie wiedziałem.   Jest wiele małych imprez poetyckich w Polsce. Poeci drugiej, trzeciej i czwartej ligi, przepraszam za sportowe porównania, spotkają się w domach kultury i  w bibliotekach, wymieniają się tomikami jak znaczkami, jest poezja, też życie towarzyskie, poczucie przynależności do grupy. Ale wiersze, które nagrodziliśmy, bardzo dobre.

Nocleg w nędznym , ale wystarczającym hoteliku nad Wartą, z widokiem na kładkę wiszącą nad rzeką. W hoteliku impreza do późnej nocy, ale my szczęśliwie też balowaliśmy do pierwszej w nocy, z Teatru przenosząc się do pobliskiej biblioteki. Pyszne wiejskie jedzenie, zwiedzanie biblioteki, zawsze poruszają mnie te tysiące książek śpiących na regałach. W tej bibliotece jest ich 150 tysięcy. Śpi o północy duże miasto książek.

 

 

 

 

 

 

 

 

PODYSKUTUJ: