do naszego city po gazetę i pieczywo. Z kioskarzem wymieniam kilka słów zdziwienia, jak ten czas leci, znowu piątek, też poruszony jak przyśpieszył czas.
Przepisuję wiersze do „Albumu rodzinnego”, teraz skupiam się na wierszach mamy, czytam liczne jej wybory i tomiki, miała skłonność do przygadywania wierszy, wielosłowie, ale znajduje bardzo dobre, właśnie te bardziej oszczędne.
Utknąłem na setnej stronie „Biletu do nieistnienia”, brak pomysłów na nowe miniopowiadania, siedzę w tym pliku z pochyloną głową. Z bezradnego pochylenia głowy też czasami biorą się pomysły.