Czwartek

Czarny kot  zostawiony na łasce dozorczyni, a Helena w Instytucie. Pół dnia  to mi zajęło, ale uratowałem  jej życie . Pół  dnia  za życie…Kiedy biorę ja za ramię, mogę  je  objąć palcami.  Ratuję, ale na  jak długo? Każde uratowanie życia  jest na chwilę,  dłuższą  lub krótszą…  Instytut znam jak własną kieszeń, to kieszeń, której wolę aby   by nie było. Od 40 lat wożę   się tu z mamą lub do mamy. Mam tam  bliskich  znajomych  po obu stronach cienkiej czerwonej  linii.  (wiem jak łatwo lekarz staje się pacjentem…)  Sławek dzielnie mi pomaga, ale  zaraz ma odprawę i zostaję na łasce izby przyjęć.  To nie musli tyle trwać, ale trwa… I oczywiście  spotkam na korytarzu  Joasię  Waniek , zawsze ja ty spotykam, żona mego kolegi,  znanego malarza, a znamy się  też z Joanną…   ileż to lat …35?    Teraz pracuje na oddziale dla alkoholików .   Słyszę jak mówi do kogoś : nie możemy pana dzisiaj  przyjąć,   ma pan powyżej jednego  promila…    // Telefony i zaproszenia , Panorama, a też od Janka Ordyńskiego do I programu radia, ale w czas, gdy już mnie nie będzie w Warszawie.  Całe  szczęście,  że co mam  na żołądku  i na sercu mogę wypisać w felietonie do „Wprost „…Publiczna autoterapia to luksus, ale też  ryzyko…  /// Wieczorem  nocy w domu też psychiatria. Ani słów  ani ochoty  by to opisywać…/// Potajemnie  wsadziłem Helenie  do torby szpitalnej dwie powieści Nabokowa, ciekawe co pomyśli jak je zobaczy. Sam nie mogę znaleźć niczego  dla siebie  do czytania, co by przytłumiło życie. Izba przyjęć jako „samo życie” …/// Mecz tenisowy Isner- Mathieu, kilkanaście gemów w secie bez limitu…żal mi było pod koniec obu…Francuz wygrał…Pierwsza w nocy za pasem, a ja nie mam ostatniej cegiełki w swoim felietonie..///

PODYSKUTUJ: