wczoraj wieczorem z dziećmi na filmie „Król lew” , w Arkadii, film w technologii 4 D. Ruszają się fotele, jakby było trzęsienie ziemi, napływają fale zapachów, na twarze pryska woda. Kilkadziesiąt lat temu, napisałem, że być może kiedyś w kinie będą zapachy. Nie przewidziałem, że tego dożyję i że będą też inne efekty. A to przecież dopiero początek dodatkowych iluzji w kinie. Dzieci zachwycone, a ja zachwycony ich zachwytem. Coraz bardziej żyjemy w fikcyjnym, świecie, coraz mniej w realnym.
Ewa gdzie jedzie z Antkiem, więc ja z Franiem do Czytelnika do stolika. Najpierw spacer parkiem przy Pięknej, rzadko tu bywam, a ładnie Zachodzimy do galerii Desy , pusto, pięknie, luksusowo, wiszą obrazy Józefa Dominika gotowe na aukcję. Obcowanie z dobrym malarstwem przenika mnie zawsze metafizycznym dreszczem. Niska u nas kultura plastyczna, skoro tak pusto. Franio wybiera obraz, który mu się najbardziej podoba. Gdybym był bogaty, przyjechałbym tu na aukcję i byśmy go wylicytowali.
Mijamy budynek Sejmu, próbuję Franiowi wytłumaczyć co to jest Sejm i kim są posłowie. Karkołomnie to trudne. Był pewien, że to to samo co sędziowie.
Stolik w Czytelniku, Franio słodki, grzeczny i śliczny, nic dziwnego, że robi furorę, wracamy potem autobusem, tak rzadko jeździ autobusem, że to dla niego przygoda. Dobrze mi z nim było, muszę go częściej zabierać na miasto. Mieszkamy niemal w lesie, więc to dla niego atrakcja.
Okropny żal, że chłopcy rosną, że się zmieniają, ale przecież wiem, że jakby nie rośli, byłoby jeszcze gorzej.