Wczoraj po południu powrót do domu. Najpierw zmierzch , potem mrok, ciężko się jedzie, tylko część trasy to dwa pasma ruchu. Jakiś poważny, świeży wypadek po drodze, podobnie było, gdy jechaliśmy w stronę Lidzbarka. Polskie drogi to nadal gra życia ze śmiercią.
W południe przed podróżą zajęcia dla dzieci na zamku, związane z Kopernikiem. Franio i Antoś w tym uczestniczą. Ja w tym czasie oglądam galerię na zamku, poprzednio rzuciłem tylko okiem. Zaskakuje jak wiele dobrych obrazów dawnych i współczesnych. Jest nawet Malczewski i Mehoffer. W dziale malarstwa nowego obraz Łukasza Korolkiewicza, „Zmierzch” z roku 78. Poznamy się dopiero w roku 82. Mamy w przyszłym tygodniu grać w tenisa. Tak w dawnym jak i w nowym dziale galerii, wielu malarzy, których znalem lub znam. Chwilami czuję się już zabytkiem.
Dzisiaj depresyjna zapaść, zdarza mi się po podróży, mam nadzieje, że z tego jutro wyjdę. Pobolewa mnie na dodatek ząb, który mi niedawno remontował protetyk za wielkie pieniądze, w depresji taki ząb zdaje się górą lodową na morzu północnym.
Wiadomość z wydawnictwa, że jest już moja książka dla dzieci „Antoś i przyjaciele”, pierwszy tom z tej serii nosił tytuł'”Antoś i jeszcze ktoś”. Ładna zielona okładka. Powininem się z tego cieszyć, a jakoś mi to letnio obojętne. Nawet mi się nie chce po nią jechać do wydawnictwa. A przecież to niezwykłe, że udało mi się napisać kolejny tom. I że stał się on ciałem.
Z dziennika de Concourtow: „Prawdziwy wstręt do natury polega na tym, że naprawdę woli się obrazy od pejzaży i konfitury od owoców. ”