środa

Wczoraj w Czytelniku, wielki tłum, gadanie o morderstwie i o fali hejtu

Dzisiaj w południe staruszek Citroen do warsztatu, udało mu się o rok przedłużyć życie.

Wysyłam felieton do „Przeglądu”.

Czytam ponownie książkę Patryka Pleskota o Niewiadomskim, o mordercy prezydenta Gabriela Narutowicza, o samym zamachu, świetna, na czasie, czyta się jak polityczny thriller. I ta cała Polska przedwojenna, okropna. Podzielona jak teraz. I też wszystko zaczynało się od słów.

Czytałem kiedyś wspomnienia żony Piłsudskiego, Aleksandry. Wynotowałem takie jej wspomnienie, z chwili gdy Narutowicz jedzie dorożką na akt zaprzysiężenia:
„Byłam wtedy na mieście. W ścisku nie mogłam prawie się ruszać. Z jednej strony parła na mnie stara, przygłupia chłopka, która bez przerwy pytała o co chodzi, z drugiej – gruba wielka służąca. Ta ostatnia, z czerwoną twarzą , podrygiwała całym ciałem, wymachując pięściami i krzycząc:
– Precz z Narutowiczem! Przecz z Żydem.
Gdy jej zabrakło oddechu, powiedziałam, że znam dobrze rodzinę Narutowiczów; nikt z nich nie pochodzi od Żydów. Ale to był groch o ścianę. Za chwilę znowu zaczęła wrzeszczeć;
-Żydzi nie będą nami rządzili!
Skończyło się na tym, że wszyscy dookoła mnie krzyczeli i przeklinali w podobny sposób.”
Mój komentarz: No tak, ale co za pomysł pani marszałkowo, by w takim dzikim tłumie dowodzić, że Narutowicz, jest czysty rasowo. A jakby miał jakieś żydowskie korzenie, to co?

Przypomina mi się świetny wiersz Juliana Tuwima.

xxxxx Pogrzeb prezydenta Narutowicza xxxxx

Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni.
Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie,
Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni,
Chodźcie, głupcy, do okien – i patrzcie! i patrzcie!

Z Belwederu na Zamek, tętnicą Warszawy,
Alejami, Nowym Światem, Krakowskiem Przedmieściem,
Idzie kondukt żałobny, krepowy i krwawy:
Drugi raz Pan Prezydent jest dzisiaj na mieście.

Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem,
Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie.
Nie odwracając oczu! Stać i patrzeć, zbiry!
Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie!

Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta,
Jak Jego pierś kulami, niech widzi stolica
Twarze wasze, zbrodniarze – i niech was przywita
Strasznym krzykiem milczenia żałobna ulica.

PODYSKUTUJ: