W pociągu do Działdowa, luksusowo, wstanie o 7 nie było dramatem, tak odkrywam, że sypiam za długo.I teraz z wierszami Herberta….
tyle z pociągu jednym palcem, to też pokoleniowe, młodzi piszą oboma
W Działdowie odebrała mnie miła bibliotekarka i do Lidzbarka, niebrzydkie, zadbane miasteczko(7 tyś mieszkańców), niewielka biblioteka w zabytkowym budynku, gdzie drewniane sufity. Tylko dwa tysiące tomów, to ja mam pewnie tyle w domu, niestety, książki mnie zjadają i żadnej nie mogę znaleźć, a tu taki cudny alfabetyczny porządek.
Kilka klas, duża sala pełna, uważnie słuchają, mówię o Herbercie, czytam jego poezje, garstka moich wierszy, pytania. Potem z Panią Edyta zwiedzamy miasteczko, ładny park z jeziorem, deptak nad rzeczką, wszystko zrobione niedawno z pieniędzy Unii.
Bibliotekarki, nauczyciele, wszyscy nawiązują do politycznej sytuacji, w aluzjach lub wprost. I powraca motyw, było przecież tak dobrze, jak mogło coś takiego się stać. Kiedy utraciliśmy normalność, idealizujemy ją.
Gdy jedziemy do Działdowa trochę słońca, zaczyna delikatnie falować krajobraz.
Bezbolesny szybki powrót luksusowym pociągiem.
W domu nie mogę się pozbierać wewnętrznie i zabrać do pisania, nawet taki „gładki” wyjazd, to dla mnie wyzywanie.