Niedziela
Odpisuję na listy, te zaniedbane od wielu dni. Im dłużej się nie odpisuje , tym potem trudniej…Nie odpisanie rdzewieje. Franek przypomina przybysza z innej planety, który zaczął uczyć się naszych obyczajów i zaczyna coś pojmować z tego co się dzieje na naszej planecie. Jego przekomarzanie się okrzykami, okrzyk za okrzyk i burza uczuć w oczach niepokojąco już rozumnych. I to nieustanne zdumienie naszym światem… U mamy w szpitalu . Patrzę na te stare, czasami monstrualnie zmienione przez czas i chorobę kobiety. Myślę jakimi były dziećmi, dziewczynami, kochankami … Gdyby tak nagle wszyscy na tym oddziale mieli dwadzieścia lat? . Wiem tylko jak wyglądała moja mama… Polska w ruinie, a ona w Lodzi jest studentką polonistyki, przyjaciółką Misi Janion, koleżanką Leszka Kołakowskiego…utalentowaną , młodziutką poetką. Jakie to szczęście, że nie możemy zobaczyć swojej później przyszłości. Za chwile pójdzie na wieczór autorski mojego ojca…i tak .zawiąże się na wietrze supełek z mom przyszłym życiem… Mama nieszczęśliwa, że we wtorek wyjeżdżam na dwa tygodnie.. Jakby ojciec zostawiał chorą córkę…I tak jest od 40 lat. Na Maltę ?!- dziwi się mama…. przecież już tam byłeś?