W Czytelniku, spotkanie z Henem, jeszcze go wypytuję o jego życie, jakbym chciał w słowach mówionych uzyskać ten blask, który jest w jego opowiadaniach, ale to niemożliwe, też dlatego, że ma 94 lata. Mówię mu wiele miłych słów, bo wiem jak ich potrzebuje. Jeszcze w autobusie czytałem jego opowiadania. Nie doceniałem go jako pisarza. Bo nie znalem jego prozy. Jak łatwo godzimy się z naszą niewiedzą i na niej budujemy swoją opinię. Drażnił mnie żądzą pochwał i samochwaleniem się. Teraz widzę ile za tym było niepewności i poczucia niższości.
Potem przy stoliku z Krysią Koftą i towarzystwem. Obżeram się ruskimi pierogami, niedobrze.
Przy sąsiednim stoliku Leszek Jażdżewski, dawno nie widziany, szef pisma Liberte. Rozprawiamy o naszych polskich biedach.
Niezwykły list. Dzięki niemu już wiem, że wiersz”Buciczki” jest ojca. Przed laty ktoś mi przesłał ten wiersz, pytając czy jest Jastruna. Nie było go jednak w pismach zebranych taty. Więc nie wiedziałem. A wiersz piękny. Bardzo chciałem aby był Ojca. W liście prośba wydawnictwa szkolnego, które chce wykorzystać właśnie utwór „Buciczki”. Jest! – wołam, proszę o źródło i je dostaję.(„Poezja i prawda”, Warszawa 1955). A wiersz o moich buciczkach.
Mieczysław Jastrun
Buciczki
Stoją pomięte, zmarszczone,
Połatane buciczki chłopczyka.
Kiedyś były całe i czerwone,
Dziś – prawy skrzelami oddycha,
A lewy – jak zwiędły liść klonu,
Przez wiatr i słotę rozpruty;
Stoją starte, pogięte
Siedmiomilowe buty
Czteroletniego chłopczyka.
A w nich ścieżki zbiegnięte,
Gliniasta ziemia,
Droga w czerwonych głogach,
Nabazgrany zawzięcie poemat,
Godny buciorów van Gogha.