Czwartek z deszczem
Dzień kiedy dużo telefonow i jeden list, słany pocztą ziemską z obelgami, o dziwo z adresem i nazwiskiem, co rzadkie. Dzwoni Andrzej Bieńkowski, znamy sie tyle lat , ale coraz rzadziej się widujemy chociaż w jakimś sensie widzę go codziennie. Jego obraz wisi w moim domu. Świetny malarz, który przsetał malować. Pochłonęła go pasja ludowej muzyki, resjestrowanie jej i piasanie o muzykach. Musimy się spotkać– koniecznie. Dzwoni też ksiądz dokotor, Jezuita z Krakowa…Poruszony lekturą dzienników mojego ojca… Chciałby porozmawiać ze mną w intrenecie, a może też spotakć sie w Krakowie. Pytam: gdzie ksiądz rezyduje, mówi: przy rynku. Myślę, to jest duchowo dobry adres. Finisz z felietonem do Newsweeka… Zepsuła mi sie drukarka , bieda gdyż muszę mieć wydrukowany tekst, by widzieć niezręcznosci. Więc slę go do do młodej polonistki, ktora czasami posyła mi listy i swe wiersze z dalekiego Ciszyna, gdzie już kwitną magnolie, prosząc ją o czułe, ale czujne oko…. Zastrzyk w brzuch mamie, właściwie jakoś to polubiłem… Spojrzalłm w okno – łzy na szybie i rozpczliwe gesty ramion świerku… Nie mam słly wyjaśniać ludziom mało wyjaśnionym w środku, może jutro spróbuję, ale raczej z myśłą o tych, ktorzy mają w sobie światło..