Piątek

Rano tenis, kiepski serwis z obu stron, ale dużo  dobrych  piłek. Mój partner miał chyba  z 10  piłek  linię , od kiedy są plastikowe, piłka od tego wariuje i bywa nie do odebrania..Łukasz nie nie tak zachwycony jak ja „Miłością”  nie może pogodzić się z ostatnią scena, która rzeczywiście niejasna.  A może to śmierć jest niejasna ze swej istoty. Półgoli ,  po prysznicu jak  zwykle gadamy o „sekcie smoleńskie”j o naszych dziwactwach .Lukasz bardziej nawet ostry niż ja w ocenach../// W redakcji.zawsze miło, ja tu wpadam jak po ogień, a oni tak w ogniu  osiem  godzin lub więcej. Moje  piekło jest inne… /// Na T. wpadam w windzie,  nasza winda jest lustrem o wielu twarzach…  Pyta czy będę w środę an koncercie ? -Nic nie wiem. A czemu koncert? – To nie wiesz,  że  mamy orkiestrę? – Tylu rzeczy nie wiem… /// Uświadomiłem sobie , ze  od lat  nie widziałem nowych obrazów Łukasza. Chyba już nawet nie chce  ich mi pokazywać , tak zdziczał. A ja łagodnieję.. piszę mając  dwójkę  małych w pokoju,malują,  rysują, po czym wojna, zaraz potem znowu sztuka …Życie. Jak pisać na karuzeli i na huśtawce ?   /// Charakteropaci nie tylko zadręczają  siebie, ale też mają nieprzepartą potrzebę  dzielenia się  swoim cierpieniem  z innymi. Pytają  mnie czasami czytelnicy ,  czemu te  nieszczęsne tak udręczają  siebie czytając mego bloga. A potem musza pospluwać,  gorzko im w gębie.  Czemu nie pieszczą się np z Ziemkiewiczem, ten budzi moje obrzydzenie, ale rozumiem,  że  można  inaczej.  On  obcy  mi jak pająk, ale ja dzielę dom nawet z pająkami, nigdy bym nie  zbił pająka. Zapraszam tylko do innego pokoju.  Ale czytać co snuje, no  chyba tylko po to, by nie wpaść przypadkiem  w te sieci. Wystarczy mi rzucić okiem raz na rok. /// ’ a teraz  zapraszazm  na szklankę  czystej , źródlanej wody.. z książki  Kim Thui – „Ru” aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa 15 Nie krzyczałam ani nie płakałam, kiedy powiedziano mi, że mój syn Henri jest uwięziony we własnym świecie, kiedy oznajmiono mi, że jest jednym z tych dzieci, które nas nie słyszą, które do nas nie mówią, chociaż nie są ani głuche, ani nieme. Jest też jednym z tych dzieci, które trzeba kochać z dala, nie dotykając ich, nie całując, nie uśmiechając się do nich, bo woń naszej skóry, natężenie naszego głosu, muśnięcie naszych włosów, odgłos naszego bijącego serca byłyby gwałtem na ich zmysłach, na każdym po kolei. Pewnie nigdy nie nazwie mnie czule „mamą”, chociaż potrafi wymówić słowo „gruszka”, oddając całą krągłość i zmysłowość tego trudnego wyrazu. Nie zrozumie nigdy, dlaczego rozpłakałam się, kiedy po raz pierwszy się do mnie uśmiechnął. Nie dowie się, że dzięki niemu każda iskierka radości stała się błogosławieństwem i że będę zawsze toczyła walkę z autyzmem, chociaż wiem z góry, że jest niezwyciężony. Już z góry jestem zwyciężona, obnażona, wyjałowiona.// ’ ’16 Kiedy na lotnisku Mirabel pierwszy raz ujrzałam przez okienko samolotu zaspy śniegu, poczułam się również obnażona, jeśli nie naga. Mimo pomarańczowego pulowera z krótkimi rękawami, kupionego w obozie uchodźców w Malezji przed wyjazdem do Kanady, mimo swetra-kolczugi z brązowej wełny, zrobionego na drutach przez jakieś Wietnamki, byłam naga. Wielu z nas, przybyłych tym samolotem, rzuciło się ku oknom, z rozdziawionymi ustami i osłupiałymi twarzami. Przeżyliśmy długi czas w miejscach bez światła i krajobraz tak biały, tak dziewiczy mógł nas tylko olśnić, oślepić, oszołomić. Oszałamiały nas zarówno te wszystkie obce dźwięki, które nas otoczyły, jak rozmiary lodowej rzeźby, która wznosiła się na stole pełnym kanapek, przystawek, pasztecików, co jedno to bardziej kolorowe. Chociaż nie znałam żadnej z tych potraw, wiedziałam, że znalazłam się w miejscu rozkoszy, w krainie marzeń. Byłam niczym mój syn Henri: nie mogłam ani mówić, ani słyszeć, chociaż nie byłam ani niema, ani głucha. Nie miałam żadnych punktów odniesienia, nic, co pomogłoby mi marzyć, przenieść się myślą w przyszłość, przeżywać teraźniejszość, żyć w teraźniejszości.// 17 Moja pierwsza kanadyjska nauczycielka towarzyszyła nam, siedmiorgu najmłodszym Wietnamczykom z naszej grupy, kiedy przechodziliśmy przez most prowadzący ku naszej teraźniejszości. Czuwała nad naszym przeszczepieniem z delikatnością matki zajmującej się swym przedwcześnie narodzonym niemowlęciem. Hipnotyzowało nas powolne, uspokajające rozkołysanie jej krągłych bioder i wypukłych, pełnych pośladków. Niczym kacza mama szła przed nami, zapraszając nas, byśmy udali się za nią do tej zacisznej przystani, gdzie na nowo staniemy się dziećmi, zwykłymi dziećmi, otoczonymi kolorami, rysunkami, błahostkami. Będę jej zawsze wdzięczna, bo dała mi moje pierwsze pragnienie imigrantki, pragnienie, by móc jak ona poruszać wypukłością pośladków. Żaden Wietnamczyk z naszej grupy nie miał takiej obfitości, szczodrobliwości, nonszalancji kształtów. Byliśmy wszyscy kanciaści, kościści, twardzi. Kiedy więc pochyliła się nade mną i kładąc swe dłonie na moich powiedziała: „Nazywam się Marie France, a ty?”, powtórzyłam każdą sylabę bez zmrużenia oka, nie czując potrzeby jej zrozumienia, bo ukołysała mnie chmurka świeżości, lekkości, słodkich perfum. Nic nie zrozumiałam ze słów, tylko melodię jej głosu, ale to mi wystarczyło. W pełni.// 18 W domu powtórzyłam tę samą serię dźwięków rodzicom: „Nazywam się Marie France, a ty?”. Zapytali mnie, czy zmieniłam imię. To wtedy właśnie dopadła mnie znów rzeczywistość tej chwili, kiedy okolicznościowa głuchota z niemotą zatarły marzenia, a więc i zdolność patrzenia daleko, daleko przed siebie. Rodzice, chociaż mówili już po francusku, także nie mogli patrzeć daleko przed siebie, bo usunięto ich z kursu francuskiego dla początkujących, a więc i z listy tych, którzy otrzymywali czterdzieści dolarów tygodniowo. Umieli za wiele jak na ten kurs, ale za mało na wszystko inne. Nie mogąc patrzeć przed siebie, patrzyli przed nas, dla nas, dla swoich dzieci. xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx odsłuchałem  wczorajszego Wajdę  „W kropce nad i ” . Jestem poruszony, silą  i wagą tego co mówi , jakby był ponad czasem.  O filmie Pasikowskiego „Pokłosie”  , o trotylu i polskim obłędzie. Miał lecieć  z Krysią tym samolotem… Mówi , lekarka która mnie od lat leczy odmówiła dalszego leczenia..Tak, to temat na film. Przypominam, ojciec Wajdy zginął w Katyniu, a jego  film „Katyń” obejrzały miliony Rosjan.. Może  to na nim Putin chciał się zemścić, tak trudno jednak było przemycić trotyl  do prezydenckiego samolotu, że już nie miał jak się z tego wycofać, jak okazało się, że nie leci. To jest godne Conan Doyla, taka zmyłka . Wszyscy myślą, on   polował  na prezesa a on na Wajdę za Katyń… Co mu zroibiłprezes . A  Wada jak najbardziej   'Zbig Brzeziński był rzecz jasna w spisku , co okazało się  dopiero wczoraj . A Gasprom, układ gazowy, Tusk?, to jeszcze trzeba  wyjaśnić. ////// W bezsensie nie szukaj na siłę  sensu. Nie bądź taki podejrzliwy. (za Maćkiem Cisło i za Brudzińskim)

PODYSKUTUJ: