Rano Antoś do szkoły , wielkie kłębowisko samochodów, rodziców i dzieci, tyle pośpiechu, ale też czułości i miłości. A wóz do warsztatu, do końca tygodnia, klepanie, malowanie …. Drugi też poprawiany i rejestrowany..wiec potem po Antosia z kolega, który nas odwiedził. Tyle urody i wdzięku ma ten chłopczyk. Na powrót autobusem. Jaka radość i ekscytacja z powodu tego autobusu. Potem przez las, bardzo poważny , prawdziwy i pusty las. Gdzie nawet mogłyby być czarownice, ale na szczęście czarownic nie ma tak naprawdę, są tylko na niby. Ale co jest na niby, jednak trochę jest..Więc można się bać, ale tylko trochę…/// Pisanie tego co ważne, zawsze w szczelinach czasu. Ale nawet na szczeliny trzeba mieć masę czasu. /// Antoś bywa jak przybysz z innej planty. Jego słodycz , uroda i wdzięk, a za chwilę wielkie obrażenie się z byle powodu i jakaś bezwzględność. Jakby grał złość i zaczynał wierzyć we własną grę, jak w bajkę . Obrażony, doprawdy nie wiem o co, oświadczył, że już nigdy nie będę mógł przyjść jego łózka. Pozwolił mi jednak czytać mu Franklina na dobranoc, a potem wyrzucił brutalnie z łóżka . Po kwadransie przyszedł , że już mogę do niego wrócić. Wróciłem, on mnie znowu. W końcu sam zasnął. I te miny, te emocje jakby ostateczne…..Franek jest inny, nie tak kapryśny, za to wojownik. Jak chwycił Antosia w wielkiej złości za włosy, to nie chciał puścić i dwie osoby musiały Antosia ratować z opresji, jak od szczękościsku psa. Wszystko ćwiczy po sto razy, do upadłego.
Poniedzialek
PODYSKUTUJ: