Wiosenny wtorek
Najłatwiej zazdrościmy innym spokoju… gdyż zwykle tylko nasz niepokój nam dostępny… W nocy śpiącego Antosia niosę z samochodu do łóżka… cóż bardziej słodkiego niż taki bezwładny maluch, cały w upałach swego snu… Rano Antoś do przedszkola… jak tak dalej pójdzie będziemy się martwić , że bardziej lubi przedszkole od domu. Tenis… jestem półsenny, ale dobrze mi się gra , chociaż niczego nie mogę wygrać… Skupiam się więc na pięknie uderzeń, a nie na brzydocie wyniku… Na pobliskiej ulicy zatrzymuje mnie policja, jadę bez świateł… policja w postaci dwóch policjantów…100 złotych mandatu… Bardzo prości, wiejscy… długo i mozolnie wypisują, notują… duży gruby sprawdza na minikomputerze, czy nie jestem poszukiwany – tylko czasami przez żonę – mówię… Ten mały dziwuje się, że moi rodzice mają takie same imiona… Pytają gdzie pracuję – dziennikarz?…Deliberują o czym ja mogę pisać… o ulicach, o mieście… na więcej nie starcza im wyobraźni… jak im wytłumaczyć o czym piszę…? W końcu dają mi tylko pouczenie… pierwszy dzień wiosny… Wspaniałomyślni… Przyjeżdża jednak do mnie młody dziennikarz z Rzeczpospolitej… Robert Mazurek… irytował mnie nie raz swoim teksami… ja go swoimi pewnie bardziej. Ale ma w sobie jakiś sympatyczny rys… ja dla niego pewnie też… Już wkrócte ujawni się, że jesteśmy we wrogich obozoach… Czuję się u siebie jak kot, jestem na swoim terytorium… leżę "na piecu" przy herbacie i pozwalam mu by sobie harcował… wyciąga papiery… cytuje jakieś urywki z moich felietonów z Newsweeka… by pokazać jak ja okrutnie i brutalnie traktuję PiS… Ile w mnie nienawiści… Przyjmuję to spokojnie… Inaczej byłbym się zachowywał, gdyby to szło na żywo… Będzie jutro autoryzacja…Tam sobie powalczymy już na innych zasadach… słowa pisanego… Wie o tym i rozpacza… Jego córeczka bardzo ciężko chora, leży w pobliskim Centrum Zdrowia… jak ja mam być wobec niego surowy… no jak…