Sobota
Wczoraj przed zaśnięciem…studiuję „Słownik pojęć artystycznych i architektonicznych,” wydany teraz przez Gazetę w ramach świetnej serii „historii sztuki” . Ja , który tak interesuję się sztuką i architekturą, tylu pojęć i nazw i nie znam.. jaki wstyd…. Podczytuję też autobiografię Marcina Króla…” Nieco zboku "…Wiele wspólnych wspomnień… Znakomite analizy, czym jest polityka. Marcin był w niej, ale jedną nogą.., on zawsze „nieco zboku , nie chciał posuwać się dalej…a wszystkie organy ma myślące.. więc nawet dzęiki tej jednej nodze wiele podpatrzył.. Koniecznie zadzwonić do niego i pogratulować mu … tyle lat milczenia między nami… O czwartej rano budzi mnie Antoś, wierci się w moim łóżku, więc ja do jego….Zasypiam słodko i znowu gorycz przebudzenia.. przybiega też tutaj…Zasypiamy razem…Rano smak niewyspania. I poczucie, że zycie mnie przerasta…Potem okazuje się, że Antoś ma gorączkę …Ale w świetnej formie, ja nie …. Od kolegi list:” Właśnie czytam twojego bloga, że Antos ma gorączkę. A ja już kibluję z Jullką na urazówce, boli ją rączka i mama w panice. Taki mój odpoczynek weekendowy. W poniedziałek znowu kierat, a we wtorek udarek lub zawalek, nieprawdaż?” Tomek jest w moim wieku i też taki dzietny, a nawet o jeden „most” więcej lub "za daleko ". On ma trójeczkę.. No i kieruje dużym bankiem w Zagrzebiu, a ja tylko w swoimi słowami. Jaki luksus. Zazdrości mi, że mam kiedy zagrać w tenisa…Czy mam? Nie mam ,ale gram… Piszę przedmowę do drugiego wydania mojej książki :Anna Walentynowicz” To jej opowieść o własnym życiu, spisana przeze mnie w szpitalu, gdzie leżała w roku 84. Mogę już korzystać z materiałów bezpieki… Kapitan Włodzimierz Ostrowski, po jej ukazaniu się w Nowej w roku 1985, pisał w służbowej notatce.: „Autor 62 stronicowej biografii formatu a A 4 Tomasz Jastrun –figurant Wydziału III departamentu MSW -w przedmowie stwierdza …(tu kapitan obszernie cytuje mój pierwszy wstęp.) Dalej pisze: „ Życiowe koleje losu Anny Walentynowicz przedstawione zostały w konwencji obliczonej z jednej strony na wyciśnięcie czytelnikowi łez , a z drugiej na wywołanie refleksji sprowadzającej się do stwierdzenia , iż ludzkiej niedoli winny jest system społeczny. Zbeletryzowana biografia w zasadzie nie odbiega od wiedzy i charakterystyki operacyjnej Anny Walentynowicz. Geneza konfliktu pomiędzy nią a Lechem Wałęsą przedstawiona w „Życiu Anny Walentynowicz – w całości pokrywa się z wiedzą jaką na ten temat dysponujemy i nie wnosi żadnych nowych elementów, które mogłyby być wykorzystane w działaniach dezintegracyjno –dezinformacyjnych.” Fajnie określenie, prawda? I może zacytuję kilka słów zakończenia z tego wstępu: " Na kilka miesięcy przed stanem wojennym, przeprowadziłem z Walentynowcz wywiad, w ramach serii rozmów z byłymi działaczami WZZ-tów, dla pisma" Krytyka" Tematem był Wałęsa, mówiła o nim rzeczy niezwykle mocne… Ten wywiad był trudny do druku przed stanem wojennym, a w tracie jego trwania i potem, wydawał się dla naszej sprawy niebezpieczny. Rozumiała do nawet pani Ania. Ukryłem go tak starannie, że nie odnalazł się do dzisiaj…ale balem się niepotrzebnie… I tak miała go bezpieka.. Swoje zadanie wykonał agent, pseudonim Skrzypek". mój kolega, filmowiec, obywatel Finlandii, z podchodzenia Węgier i jak się okazuje agent węgierskiej służby bezpieczeństwa, oddany przez nich do dyspozycji polskiej bezpiece. Ciekawe, że MSW miało z tym tekstem kłopot. Generał Kiszczak osobiście wydał decyzję, by go nie wykorzystywać. Uznał pewni słusznie, że i tak nikt by nie uwierzył w autentyczność tej rozmowy…… Nie miałem i nie mam dzisiaj wątpliwości, że pani Ania miała wiele racji w swoich pretensjach do Wałęsy i rozumiałem jej niechęć, zanim nie zmieniła się w nienawiść, broń bezradnych. Mając skłonność do spiskowego myślenia , swoje zarzuty wobec Wałęsy – podobnie było w wielu innych sprawach – posuwała do absurdu. I jak Andrzej Gwiazda, czy Krzysztof Wyszkowski, stała się krzewicielką absurdu. Popularne to dzisiaj zajęcie…………. Gdyby Anna Walentynowicz nie zginęła w katastrofie pod Smoleńskiem, byłaby aktywistką wśród obrońców krzyża i wierzyłaby w ”mgłę smoleńską „. I w zamach. Ale zginęła. I to już na zawsze będzie niezwykłą puentą jej niezwykłego życia. A dla mnie jest przepustką do wznowienia tej książki. " Wieczorem w kawiarni z Jonatanem Barkai, poeta, teatrolog. tłumacz i wydawca moich wierszy w Izraelu Już przyzwyczaiłem się do niego i nie jest w stanie niczym mnie zaszokować…. ale trochę zawstydzić -tak .Wszystkich zaczepia, ale tak przyjaźnie, że dostaje w zamian przyjaźń……Więc biorę jego radość życia i entuzjazm …i krzepię się bardziej niż cukrem. Przejeżdża Piotr Paziński, młody utalentowany prozaik, autor „Pensjonatu”…Trzecie pokolenie pisze o holocauście . I to jak! Słaby jednak z nim kontakt, jakby był trochę autystyczny. Potem do pobliskiej synagogi na Twardej. Prowadzę spotkanie z Jonatanem i czytam kilka swoich wierszy na jego prośbę… Chór śpiewa po hebrajski na początku i na końcu spotkania, świetna rama dla poezji.. ..Jonatan popłakał się czytając wiersze osobiste, jeden, to niezwykły reportaż o egzekucji tysięcy Żydów w Lidzie, w pobliżu Wilna… Miał tam zginąć z matką, ojca zamordowali wcześniej . Matka zaciągnęła go do mieszkania, gdzie leźli już zamordowani i umazała mu twarz krwią zabitych. Udawali martwych. Zardzewiała brzytwa która wcześniej znalazł i prosił matkę by poderżnęła mu gardło……Mówi: to była pierwsza wielka rola w moim życiu, kiedy udawałem martwego…Do dzisiaj gra role człowieka pełnego radości życia, cieszy ho każdy drobiazg…Rola stała się prawdziwą twarzą. A jego pasja do teatru, to doświadczenie ukrywania się przez lata i uwadnia kogoś innego. Teatr jest parzcież maską.. Obrzezanie jako wyrok śmierci.. On jednak miast bać się seksu, jest nim zafascynowany .Tak lepiej. Dużo dzieci, ze szkoły im Sendlerowej.. miła deryketorka z moim nowym tomikiem…. Potem w kawiarni juz inne rozmowy….kontrast między dramatem holocaustu, a trywilanlością tych rozmów , między poezja, a prozą przekomarzania sie