wtorek

wtorek

    Pierwsze słowa Antosia, gdy rano przybiegł do mojego łóżka. Najpiew zapukał do drzwi – co za kultura…wtulił się we mnie pod kołdrą i powiedział… ”Ja chcę do robotów… teraz!.” Gdybym ja mógł powiedzieć czego pragnę właśnie „teraz”… …niech poczucie obowiązku nie każe mi wstawać, myć się ubierać, oporządzać małego potwora….   …a Wy drodzy czytelnicy, Wam też się zdarza myśleć po przebudzeniu – niech świat da mi święty spokój???    potem, jak zwykle po prysznicu, jestem już zadowolny, że muszę się zebrać do kupy. Potem za kierownicą już poczucie że w pełni panuję nad światem… nawet wchodzę w dwa poślizgi kontrolowane na leśnej drodze.. "jedziesz jak jajat  (wariat)"  – woła do mnie Antoś, bardziej rozbawiony niż przestraszony…     Kolegium w redakcji… opisać potem pewną niespodziankę w jego puencie…   Przyjaciel z Toronto śle mi scenę z podziemi tego miasta, Internet pozwala być nawet po drugiej stronie globu i widzieć w okruszkach dalekie dramaty: .„nie poszedłem do dentysty, odwołałem… jestem w szoku.  Stałem rano na peronie mej stacji metra … ktoś chyba zemdlał i spadł na tory. Ludzie krzyczeli i machali do kierowcy…  Zobaczyłem człowieka leżącego między szynami. Wydawało mi się, że jego nogi i ręce leżały  między szynami… ktoś na stacji pobiegł tam gdzie jest hamulec, trzeba zbić szybkę…. Zobaczyłem jednak jak rozpędzony pociąg wynurza się z tunelu. Zwalniać zaczął dopiero w połowie peronu. Widziałem jak człowiek znika pod wagonami. Zgrzyt hamulców, okrzyki ludzi "O mój Boże"… i zapadła cisza.  Nie wiem kto to był – kobieta, mężczyzna, stary czy młody…. Widzisz co się dzieje i jesteś bezsilny. Skoczyć strach – napięcie elektryczne. Metro prowadziła kobieta. Zadzwoniła do swej centrali z kabiny kierowcy i wyszła blada z wagonu. Podchodziła do wagonów i je otwierała. Wyobrażam sobie jak się czuje. Ludzie w wagonach patrzyli na nas zdziwieni, nie wiedzieli co się stało.  "   Czy otrzymując na co dzień tyle znaków, okruszków świadectw i bodźców z peronów życia, skąd nieustannie odjeżdżają w niebyt pociągi, jesteśmy lepsi czy gorsi,  bo już znieczuleni…?    a po kolegium, po naszej redakcyjnej burzy mózgów, tu grudzień a my już w marcu, po planowaniu, omawianiu …Renata D. nagle mówi, że ma niespodziankę… ja też czuję pełen oczekiwania dreszcz, co to takiego?… po tonie jej głosu słychać, że to bardzo miła niespodzianka… Renata nagle patrzy ciepło na mnie… a ja już mam przeczucie….. Jezus Maria, to mnie dotyczy!… Przypominam sobie nagle jak na moim Jubileuszu wspominała, że coś zrobi w redakcji z tej okazji…Jezus Maria..  Teraz mówi, że to będzie pieśń indiańska….rozdaje wszystkim karteczki z jej brzmieniem…To ma wielki i serdeczny przekaz energetyczny… jestem w panice.. umrę ze wstydu… ja taki racjonalny, nie wierzę w różne magiczne przekazy energii… i nie wszyscy w redakcji muszą mnie lubić, bywam trudny, więc jak można zmuszać tak wszystkich, by dla mnie nucili indiańską pieśń……mam szczerą ochotę wejść pod stół, pamiętam jak pod krzesło gramolił się Sławomir Mrożek, kiedy oglądałem z nim w sztokholmskim teatrze premierę jego "Lisów”, patrzę, nie ma go… pod krzesłem.. Co pan robi? – szepcę struchlały – Wstydzę się – wyszeptał. Teraz go rozumiem… Mowię, że nie chcę, ale wiem, że sprawię przykrość.. tak nie wolno… sytuacja bez wyjścia… Nagle jakbym skakał na bangi w przepaść…. i siadam na krześle. Wokół mnie kobiecy krąg… „ A tesz na hej na ha,…Ani kokonej….” Zamykam oczy.. czuję żar na potylicy… Trwało to kilka minut… poczułem się jak po energetycznej kąpieli.    Ale nadal nie wierzę w duchy, nie ma mowy!

PODYSKUTUJ: