Piątek w deszczu
Rano samochód do warsztatu, a potem w deszczu przez las do domu….wady takiego mieszkania. Inny jednak, o wiele bardziej życzliwy stosunek do deszczu, jak ma się ogród… Kończenie felietonu do N. .i wybór trzech moich felietonów pisanych w ciągu roku dla rankingu Pressu. Właściwie głowę zawracają. Ale dziękuję wam za pomoc, zdałem się na Wasze propozycje, szczególnie gdy powtarzały się typy, a zdarzało się. Najwięcej chyba Waszych głosów zdobył „Szkielet dinozaura „ , więc go tu w całości przedrukuje, tekst sprzed roku…. xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx Szkielet dinozaura Przed słynnym krzyżem, tym na naprzeciw znanego baru „Przekąski zakąski”, więc na pociechę do tego baru. Czułość wzajemna naszych pijaków zawsze mnie rozczula. Tu też jakaś prawda o Polsce i jest ona pod krzyżem, gdzie tylko kilka osób. Większość na pierwszy rzut oka nadaje się do leczenia psychiatrycznego, ale nie koniecznie na zamkniętym oddziale. To miejsce, taki malutki skrzep symboli i emocji, lecz oko telewizyjnych kamer monstrualnie go powiększa. Fotografują się tu podekscytowani turyści, jak na tle szkieletu dinozaura, który jakim cudem zachował kawałki sierści i mięsa. Nigdzie w Europie nie ma takiego dziwadła. Warta narodowa pilnuje, aby tego krzyża ktoś nie wykradł, słyszę glosy – chcemy ginąć za krzyż. A nie wątpię…Pierwsi chrześcijanie ginęli na arenach Rzymu, a ostatni zginą na Krakowskim Przedmieściu. Na tej warcie stoi góral odziany po góralsku i sędziwy górnik w czarnym mundurze, pod ciężkim wąsem, z szablą wetkniętą w niebo. A gdzie kosynier? Jakbym patrzył na obrazy Jacka Malczewskiego, tylko u niego postacie, symbole Polski były wyidealizowane. A tu wszystko, jakby trochę wyleniałe i zwyrodniale, już nie w swoim czasie, nastroszone i zmrożone. Żywe muzeum. Niesamowite. Nie mogę oczu oderwać. Gdzie jest zamrażarka, w ktorej to przetrwało? Chyba w naszych głowach. Czy nie podkarmiliśmy tego obficie w epoce Solidarności? Ależ tak. Sam mam tu pewne zasługi, o czym przypominają me wiersze z okresu stanu wojennego. Zamykali mnie za nie, nękała bezpieka, a teraz chyba trochę wstyd. A przecież nie zrezygnowałbym z ani jednej minuty tych szalonych i patetycznych słów, kiedy przeszłość mieszała się nam z teraźniejszością. I to nasze serdeczne, historyczne i histeryczne czucie, a nawet zasłanianie się krzyżem. Innym wyjściem było chyba tylko gnicie. Ale dosyć, już dosyć! Ideologom jedynie słusznej partii wszystko się pomyliło, czują jak wtedy. Czy na pewno? W nas nie było wtedy cynizmu, zwykle nie ma go u tych, co wiedzą, że muszą przegrać. A tkanka symboliczna nadużyta cynicznie, wyrodnieje i zaczyna się rak. A przecież nawet ludzie mało rozgarnięci już czują, że codziennie taplamy się w kałużach przeszłości, a jest jakaś przyszłość, która czeka i nie wie, co ma robić. Każdy głupi bez wahania wyliczy kilka nieznośnych dolegliwości natury ogólnej, które gnębią go znacznie bardziej niż Kaczyński, czy Tusk, od ZUSu, służby zdrowia, po raka biurokracji. Ile on ma przerzutów co rok! I każdy przedsiębiorca na palcach jednej ręki, a chętniej dwóch, wyliczy, czemu gdyby mógł, to założyłby firmę w Chinach lub w Albanii, a nie w Polsce. Czeka mnie trudny czas, jego wyzwania zdają się nie widzieć kresu. Nie wiem czy starczy mi sił, ale jestem nadal ciekaw wszystkiego, też swych katastrof. Ciekawość zawsze dawała mi siłę i myśl, że zamknę ją w słowach. Ciekawość świata i ironia mogą zastąpić religię lub ideologię. Śmiech zamiast religii? Ależ tak, bardzo jest na miejscu wobec idiotyzmu nicości. Dlatego śmieszy mnie, kiedy narodowe osły zarzucają mi, że boję się PiSu i sieję publicznie panikę. Polska już zrośnięta z Europą układem nerwowym, a zdrowy rozsadek, co prawda podmywany nierzeczywistością, nadal jednak górą. Czego się bać? To raczej obrzydzenie. Jak patrzeć ze smakiem, kiedy miliony Polaków jest ogłupianych przez cynicznych paranoików? A połączenie kalkulacji politycznej i paranoi, szczególnie odrażające. A też zatruwanie korzeni myślenia o naszej przeszłości. Na wyższym poziomie, lansowanie prymitywnej martyrologii. Na niższym, powszechnym, spiskowego myślenia i emocji podszytych mroczną tajemnicą. I na to wszystko musi codziennie patrzeć, z wysokiego konia książę Józef , genialnie wyrzeźbiony przez Thorwaldsena. Czy to nie jaki Żyd, ten Thorwaldsen? Z tego co wiem, Duńczyk, a pochodzenia islandzkiego. Nie ma rady, jak teraz postawić obok prezydenta, koniecznie na koniu , bez konia byłby od razu upokorzony przez księcia. Ale konserwator generalny mówi – nie ma mowy! Koniec rozmowy. I to jest właśnie demokracja. A tu słyszę jak prezes oświadcza – nie ma w Polsce demokracji. Potem geniusz intelektu, poseł Mularczyk, pytany znienacka o te historyczne słowa prezesa, wyjaśnia – „nie ma, bo była powódź i wielu Polaków podtopiło.” Cierpiał biedak na brak argumentów, jeszcze partia nie dowiozła wytycznych propagandowych na kolejne plenum. Stanisław Komorowski, był wiceministrem obrony narodowej – zginął w smoleńskiej katastrofie. Ewa, jego żona, dopiero teraz zgodziła się mówić. A co powiedziała, przywróciło mi współ-odczuwanie, zabrane przez zlot sępów i szakali na pobojowisko. Zobaczyłem piękną kobietę, ktorej każde słowo waży. Powiedziała:” mam w sercu krater jak po wybuchu bomby, ale czekam spokojnie na wyjaśnienie tej katastrofy. „ A więc można mówić szczerze, ale dyskretnie, odważnie acz rozważnie… W blasku jej słów, ujrzałem istotę żalu i utraty miłości. Skupienie na każdym słowie, jakby od każdego zależało już nie życie, ale godność śmierci. Chciałem Pani tą drogą, nie mam innej, podziękować za wzruszenie. Nie sądziłem, że mi się to już kiedykolwiek zdarzy przed telewizorem, teraz zwykle obojętnieję lub się wściekam. xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx Wczoraj w dodatku Gazety , wywiad z synem Miłosza – Tony, czyli Antoni…Mieszane uczucia, ale to może wina wywiadowczyni, zdaje się amatorki. On. o trzy lata ode mnie starszy, też już siwy…Muszę kupić grubą i podobno dobrą biografię Miłosza, pióra Franaszka ..Tak się cieszę, że było mi dane znać Miłosza…spotkaldem go po raz pierwszy w San Francisco w roku 85, potem.w Londynie, w Sztokholmie, w końcu w Warszawie i w Krakowie…Zdarzalo nam się rozmawiać przeyz telefon…Każde spotkanie dobrze pamiętam …I moja słabość w Sztokholmie..U Święcickich było wielkie picie Absolutu z Miłoszem, upił się tam poważnie i Karol była nieszczęśliwa. A ja nie miałem siły, nie pojechałem, głupek.. Poruszające co Tony mówi o depresjach rodzinnych, jak wędrują, brat ciężko chory, właściwie wyłączony z życia, żona Miłosza chyba tez na to ciężko chorowała , była już chora w roku 85 , gdy spałem u Miłosza w San Francisco. I sam Miłosz miał bardzo głębokie zapaści. Mój lęk, bym nie przekazał moim dzieciom tegio genu, który dostałem do matki…No właśnie, muszę jutro do niej jechać…do szpitala. Była z ojcem w Paryżu w roku 56, gdzie spotkał się z Miłoszem. Zapytam, może coś pamięta? Milosz chyba nie za bardzo lubil poezję ojca, nie mógl, nastawiony na poetycki "reportaż, nowoczesny, gdy ojciec, zanurzony był w tradycji, odwrócony w stronę 19 wieku. .Ale gdy spotkałem MIłosza na festiwalu poezji w Londynie, w roku bodaj 93, ..mówił po lekturze dzienników ojca, gdzie ten skarży się na niechęć Milosza, że to nie prawda, ze go ceni. A jednak nigdy go nigdzie nie wymienia.