Piesn Hioba

Dzień w samochodzie. Pełne sklepy, śpieszę się. U mamy. Nadaje się do szpitala psychiatrycznego. W domu strrres. Franio ma jednak opryszczkowe zapalenie jamy ustnej. Jak dostanie znowu gorączki, szpital. Ewa mnie obwinia, właściwie to interesujące. Telefon, mama idąc do telety upadła, pewnie złamanie biodra. Superrrr. Szpital, na razie nie wiem jaki. Za chwilę w Superstacji, gramy „do puszki: Czyli na środę. Widzę święta, jako czarną chmurę. Ale nie mam depresji nie mam i już.// Życie do rzeźnia…własnością człowieka jest zniknąć, śpieszmy się śmiać ze wszystkiego. I byle dzieci były zdrowe, albo chorowały i zdrowiały…// W programie „Krzywe zwierciadło”, jakby ktoś za mnie mówił i nawet na wesoło. Wygłaszam pean na temat makowca, w przerwie kamerzyści, a ze „sterowni: reżyserzy programu, wołają, my też kochamy makowiec. I makowiec staje się tematem programu.  // // Mama – złamanie kości udowej, ale stwierdzili, to operacyjne. To podobno bobra dobra wiadomość. Rano muszę być w szpitalu. Mama jak to w manii podobno tryska humorem. Nie wiem, kiedy zabieg. Dzisiaj jak na ironię przebył pocztą „Kalendarz beskidzki, piękna księga, tam moje wspomnienie o mamie, wiele zdjęć. Dwa wiersze mamy, które tam cytuję: Na polach chwały// Pszczoły pył niosą Dojrzałe w kwiatach spojrzenia Wysuszonych oczu Trawy na bohaterstwie wyżej urosły Przegrana bitwa Chrzęści w żołądkach krów   Czarne i białe/// Kiedyś – pisałam Czarnym zwątpieniem Na białej kartce nadziei Dzisiaj – piszę Białą nadzieją Na czarnej kartce zwątpienia    

PODYSKUTUJ: